"Wenecja na talerzu" - jak zawsze doskonały felieton Magdy Gessler, tym razem o Wenecji. Jak ona pisze o risotto... No i burracie bo ja na przykład nie słyszałam o tym sposobie podania mozzarelli!
W końcu zaczęłam "Sekrety kuchni włoskiej" i oczywiście ciężko skupić się na czymkolwiek innym. Jaka to encyklopedia kulinarno-historyczna Włoch! Będę wracała do tej księgi wiele razy w życiu, z pewnością! Dopiero 150 stron za mną (z prawie 700), a już takie niespodzianki, jak kapusta kiszona! No właśnie!Święcie byłam przekonana, że Włosi nie słyszeli o tym wynalazku, a okazuje się, że jest bardzo popularna w Wenecji Julijskiej, ale tam są bardzo znaczące wpływy m.in austriackie, więc można to zrozumieć, skoro jedzą ziemniaki, speck i kiełbasę.. Region ten zresztą uchodzi za polarny, więc faktycznie wszystko mogą mieć inaczej.
Za mną 3 dni wolnego, liznęłam włoski, obejrzałam "Próbę orkiestry" Felliniego (polecam! przepiękne opowieści o instrumentach), dokument "Inteligentna nagość" polecam również- o znanym fotografie i jego muzie. A w piątek, też na darmowym iplexie, obejrzałam świetny dokument o Annie Leibovitz, serdecznie polecam! Dokumentalnie u mnie ostatnio, prawda?
Dla tych z Was, którzy mogą jeździć rowerem (sic!) ważną informacją będzie to, że otwarto w Poznaniu bezpłatną wypożyczalnię rowerową (powtarzam, bo mnie również trudno w to uwierzyć, BEZPŁATNĄ), więcej info tu.
Poza tym zaczęłam ćwiczyć- nic wielkiego, brzuszki i nożyce, takie różne, nie obciążające nogi, ćwiczenia. Coś trzeba robić ;)
No gotuję sobie. W niedzielę był półmaraton, w którym Misza zrobił życiówkę (chce urwać 1h 50min), więc gotowałam mu w poprzednim tygodniu wysokowęglowodanowe posiłki. Było risi bisi, było penne z cukinią, kurczakiem i pomidorami, było też (już tak będzie tradycyjnie przed startami) pasta aglio e oglio. A popołudniu w sobotę pojechaliśmy do rodziców, bo z nimi przecież się wybraliśmy. Więcej o tym pewnie w następnej notce, jak ogarnę jakieś zdjęcia ;)
A jak noga? Cóż, nie bolała od wtorku, ale to za sprawą silnych przeciwbólowych tabletek, od których mnie bez przerwy mdliło. W piątek brałam je ostatni dzień, miałam nadzieję, że w sobotę nie dopadnie mnie ból. Wiecie, dziwne uczucie. Mam skręconą kostkę, a nie boli ;) Ale pani doktor ostrzegała, że tak będzie i żebym pamiętała, że to tylko i wyłącznie za sprawą leków, więc mam grzecznie leżeć z nogą w górze i ją niezwykle oszczędzać. Tak robię- dzisiaj pierwszy raz wyszłam tylko po bułeczki i gazetkę, pod samym blokiem, a tak to siedzę/leżę. Jak flak, jak kaleka. I oglądam "Jezioro marzeń"....po włosku. To gorsze, niż w oryginale, ale zawsze się czegoś nauczę, ech.
W końcu zaczęłam "Sekrety kuchni włoskiej" i oczywiście ciężko skupić się na czymkolwiek innym. Jaka to encyklopedia kulinarno-historyczna Włoch! Będę wracała do tej księgi wiele razy w życiu, z pewnością! Dopiero 150 stron za mną (z prawie 700), a już takie niespodzianki, jak kapusta kiszona! No właśnie!Święcie byłam przekonana, że Włosi nie słyszeli o tym wynalazku, a okazuje się, że jest bardzo popularna w Wenecji Julijskiej, ale tam są bardzo znaczące wpływy m.in austriackie, więc można to zrozumieć, skoro jedzą ziemniaki, speck i kiełbasę.. Region ten zresztą uchodzi za polarny, więc faktycznie wszystko mogą mieć inaczej.
Za mną 3 dni wolnego, liznęłam włoski, obejrzałam "Próbę orkiestry" Felliniego (polecam! przepiękne opowieści o instrumentach), dokument "Inteligentna nagość" polecam również- o znanym fotografie i jego muzie. A w piątek, też na darmowym iplexie, obejrzałam świetny dokument o Annie Leibovitz, serdecznie polecam! Dokumentalnie u mnie ostatnio, prawda?
Dla tych z Was, którzy mogą jeździć rowerem (sic!) ważną informacją będzie to, że otwarto w Poznaniu bezpłatną wypożyczalnię rowerową (powtarzam, bo mnie również trudno w to uwierzyć, BEZPŁATNĄ), więcej info tu.
Poza tym zaczęłam ćwiczyć- nic wielkiego, brzuszki i nożyce, takie różne, nie obciążające nogi, ćwiczenia. Coś trzeba robić ;)
No gotuję sobie. W niedzielę był półmaraton, w którym Misza zrobił życiówkę (chce urwać 1h 50min), więc gotowałam mu w poprzednim tygodniu wysokowęglowodanowe posiłki. Było risi bisi, było penne z cukinią, kurczakiem i pomidorami, było też (już tak będzie tradycyjnie przed startami) pasta aglio e oglio. A popołudniu w sobotę pojechaliśmy do rodziców, bo z nimi przecież się wybraliśmy. Więcej o tym pewnie w następnej notce, jak ogarnę jakieś zdjęcia ;)
A jak noga? Cóż, nie bolała od wtorku, ale to za sprawą silnych przeciwbólowych tabletek, od których mnie bez przerwy mdliło. W piątek brałam je ostatni dzień, miałam nadzieję, że w sobotę nie dopadnie mnie ból. Wiecie, dziwne uczucie. Mam skręconą kostkę, a nie boli ;) Ale pani doktor ostrzegała, że tak będzie i żebym pamiętała, że to tylko i wyłącznie za sprawą leków, więc mam grzecznie leżeć z nogą w górze i ją niezwykle oszczędzać. Tak robię- dzisiaj pierwszy raz wyszłam tylko po bułeczki i gazetkę, pod samym blokiem, a tak to siedzę/leżę. Jak flak, jak kaleka. I oglądam "Jezioro marzeń"....po włosku. To gorsze, niż w oryginale, ale zawsze się czegoś nauczę, ech.
W weekend trochę nogę przeciążyłam tą wycieczką do Grodziska, ale jest ok, choć czuję. Oj, chciałabym maksymalnie za 2 tyg wrócić do biegania...
KINO- uwaga, dzisiaj w Apollo, za 6zł o 19 w dużej sali MISERY, a o 20 w małej PSYCHOZA. Polecam jeden i drugi równie gorąco. Kto nie widział, niech się wstydzi i szybko biegnie dziś do kina!
A teraz uciekam do nauki, może uda się jutro dotrzeć na 2 egzaminy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz