run-log.com

niedziela, 27 stycznia 2013

Lackberg. Masłowska.



Po przeczytaniu trylogii Stiega Larssona "Millenium", rzuciłam się na Camilę Lackberg, wszędzie bardzo dobrze recenzowaną i opisywaną jako "najlepsze powieści kryminalne po Larssonie". Polecali mi ją ludzie, z którymi mamy podobne książkowe odczucia. Oczywiście zaznaczali, że to nic wybitnego itd... No ale proszę państwa! Autorka ma nas za idiotów, czy jestem zbyt przewrażliwiona? Tłumaczenie absolutnie każdego gestu głównych bohaterów jest zbyteczne (np. opisywała, dlaczego on jej położył rękę na ramieniu, oczywiście wniosek można było wyciągnąć z kontekstu, więc po co...?). Naiwne, infantylne, wręcz irytujące. Koleżanka z pracy ma wszystkie części, na razie jej podziękowałam. Zmęczyłam się. Dopiero po przeczytaniu "Księżniczki z lodu", zaczęłam czytać różne fora czytelnicze. Na szczęście wielu ludzi miało podobne odczucia - już nie czułam się osamotniona ;)

Dorota Masłowska. Mam z nią problem od początku. Ale chyba byłam za młoda... "Wojnę polsko-ruską..." przeczytałam w liceum, bardzo się wtedy buntowałam przeciwko... wszystkiemu chyba. Więc jeśli trafiłam na taką książkę, gdzie było milion przekleństw, a ja wtedy "siedziałam" w Mannie i Iwaszkiewiczu (zostałam w nich do dziś, nawiasem mówiąc), to buntowałam się przeciwko temu milionowi przekleństw. Że to nie literatura, że to głupie, że wymysły, że jak to mógł ktoś wydać... No i wtedy się zakończyła moja przygoda z Masłowską.
Kilka tygodni temu w  tym "Tygodniku kulturalnym" (dla leniuszków: od 11. minuty)przeczytali pierwsze zdanie z jej nowej książki "Kochanie, zabiłam nasze koty" (czyż nie głupi tytuł???). Brzmiało ono tak:
"Na ulicy przed domem leżał kot z białym kołnierzykiem, ni to grzejąc się w słońcu, ni to raczej jednak nie żyjąc, wnosząc z faktu, że nie było słońca ani żadnych innych przyczyn, by leżeć wśród pędzących samochodów. [...]"

Usłyszawszy to zdanie, natychmiast wpisałam tę książkę na listę "must have na święta". Nie zawiodłam się. Co za język! Dojrzałam do niej w końcu, niesmak po debiucie minął, chcę więcej, bo to prawdziwie piękna literatura.To o naszym pokoleniu, niestety. Jakże ona się pięknie wyśmiewa z tych H&Mowych sweterków cienkich tak, że po pierwszym praniu można zrobić z nich skakankę, albo pseudoartystów, którzy tak siebie nazywają, bo mają lustrzankę, albo obsługują painta... Aj! Ubawiłam się, bardzo dużo się śmiałam, polecam! A do "Wojny..." może powinnam wrócić? No i nadrobię resztę Masłowskiej. To będzie wielka pisarka, zobaczycie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz