Sobota zaskoczyła mnie gorączką. Musicie wiedzieć, że gorączkowałam 2 razy w życiu (teraz już 3), więc było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. To otumanienie, skołowanie, brak możliwości mówienia aż, bo byłam bezsilna... Termometr dobijał do 39 stopni, gdy aż podskoczyłam ze zdumienia.
Oczywiście najlepiej zachorować na weekend, gdy nie ma lekarza... Dlatego ratowałam się jakimś Fervexem, rosołem i spaniem w podwójnym dresie.
Dzisiaj już lepiej: wciąż kaszlę, ale mi się odrywa ;) katar mniejszy, osłabienie się utrzymuje, ale postanowiłam z nim zawalczyć. Czy uda mi się jutro dotrzeć do pracy? Jestem bardzo słaba, ale spróbuję. Najwyżej zawrócę do lekarza. Chociaż wątpię, bym się jutro do niego dostała...
Wygląda na to, że dopadła mnie ta infekcja, co wszystkich, bo pierwszy raz nie boli mnie gardło, za to mam, to co wszyscy właśnie: kaszel i gorączkę.
I tak się długo uchowałam...
Miłego tygodnia!
Ja po sylwku miałam mega katar, ale po 2 dniach leniuchowania w domu wyszłam z tego, na szczęście bez gorączki się obeszło :) to było moje 1 przeziębienie które uniemożliwiło mi pobyt w pracy... Zdrówka a jak jak tylko dojdziesz do siebie zapraszamy na łyżwy - my dzielnie ćwiczymy :]
OdpowiedzUsuńDzięki - ale mam zwolnienie do 22.01. włącznie ;( ostra infekcja, antybiotyk, niepokojące szmery w oskrzelach... urodziny spędzę w łóżku ;(
OdpowiedzUsuń