run-log.com

niedziela, 3 października 2010

Wrócili opaleni, wypoczęci i chorujący.

No i cóż.
Wróciliśmy tydzień temu z Grecji, od razu się rozłożyłam, więc pierwszy weekend spędziłam w szkole, a później na L4, co nie bardzo spodobało się mojemu pracodawcy, ale co zrobić, skoro jestem na antybiotyku.. najgorsze, że końca kaszlu nie widać, a jutro już muszę iść do pracy, heh... I tak leżę cały tydzień, dopiero dzisiaj jestem w stanie coś napisać.
We wtorek ciężki egzamin z antropologii, trzymajcie kciuki, bo szykuje się 2. warunek. Pierwszego egzaminu, z  filozofii nie zdałam, ale z lenistwa czy braku szczęścia- poprawka była 15. i 20. września i powiedział, że więcej nie będzie, a ja w tym czasie byłam w  Grecji, no coment. Ale sama chciałam.

A Grecja... Hm, pięknie- wiadomo, ale to jednak nie są Włochy... W tym roku musieliśmy wybierać, czy zwiedzać Grecję normalnie, czy kulinarnie, ze względu na ograniczony budżet finansowy i wybraliśmy to drugie, próbując niemal wszystkiego, co się dało, czyli mousakę kilka razy w różnych tawernach, kleftido, jagnięcinę na 2 sposoby (jako kleftido, czyli zapiekaną z warzywami oraz jako pieczeń w sosie cytrynowym), jogurt z miodem (do kawy lub jako przystawka, puchar jak do lodów, w środku na oko 5 kopiastych łyżek gęstego, kremowego jogurtu naturalnego, polane kilkoma łyżkami cudnego miodu), grecką kawę (straszna, lura, może tak trafiliśmy, ale wiecie, że jestem ortodoksem, jeśli chodzi o dobrą kawę), baklavę (dla mnie strasznie słodkie, Michał pokochał, bo on jest głównym zjadaczem miodu w naszym domu, a baklava to nic innego, jak masa orzechowo- czekoladowa w cieście francuskim oblana miodem), ciastko ze szpinakiem (to chyba lokalne typowo dla zachodniej Grecji, ja uwielbiam te wszystkie pikantne ciastka, z szynką, parmezanem itd- to było zamiast croissantów na śniadanie), gemista (nadziewane ryżem papryki, ja akurat trafiłam na pomidory. Moja mama robiła je w dzieciństwie dośc często, uwielbiam, ale te w Grecji były zupełnie inaczej przyprawione, doskonałe), kulki mielonego mięsa w sosie zazwyczaj pomidorowym- trzeba przyznać, że oni w ogóle mają świetne mielone, sałatkę z fetą oczywiście, dip bakłażanowy, gyros z tzatzikiem- jezu, jaki tzatzik! I souvlaki, nam się dostały wieprzowe, choć liczyłam na jagnięce. Do tego najsłodsze winogrona, jakie jadłam w życiu, arbuzy, melony, pomarańcze, brzoskwinie, które były tak słodkie, jakby ktoś je polał syropem i chałwa- moja ukochana chałwa, do tego piwo greckie Mythos zamiast ouzo, którego nie lubimy oboje. Wszystko to popijaliśmy winem lokalnym 1,5l za 2,80E w plastikowych, zakręcanych butelkach. Sztuka na dzień schodziła, chyba, że mieliśmy gości- dwa razy zrobiliśmy sobie małą imprezę z sąsiadami (Milena i Mariusz- serdecznie pozdrawiamy! Przesympatyczni młodzi ludzie z niewiarygodnym 10-letnim stażem małżeńskim i 3jką dzieci w wieku szkolnym, a my im dawaliśmy po 20-kilka lat), kupując worek krewetek, które smażyliśmy w oliwie czosnkowej, dodawaliśmy pietruszkę i podawaliśmy to na liściach sałaty, wcześniej maczając w pikantnym sosie pomidorowym)
Morze Jońskie, w którym miałam już kiedyś szansę popływać, było wyjątkowo zimne- kilka dni przed naszym przyjazdem "przyszedł" front deszczowy, ochłodził wodę i bajeczne temperatury nie wróciły, ale codziennie mieliśmy 27-30st powietrza, więc nie wybrzydzajmy ;) 

Jedną z pierwszych rzeczy, jakie odkryliśmy po przyjeździe to...włoska restauracja :D SOLE LUNA, kupiłam nawet magnesik na lodówkę z ich logo, na pamiątkę. Restauracja prowadzona przez Włochów z Apugli, więc udało mi się z nimi trochę pogadać, niezwykle przyjaźni, jak to Włosi- nie żeby Grecy nie byli przyjaźni, ale do włoskiej serdeczności im daleko. Oczywiście nie policzyli ani coperto, ani za kawę, więc jedliśmy u nich za półdarmo, między innymi moją ukochaną pizzę z melanzane, czyli z bakłażanem. Ach, Włosi. A teraz znalazłam ich tu http://soleluna-parga.blogspot.com/ szkoda, że dawno nie było aktualizowane, ale już do nich napisałam ;)


Przed wyjazdem do Grecji jeszcze mówiliśmy ludziom, że jeśli się uda, że będzie nas stać na 3-4 wyjazdy do Włoch w roku, to tak zrobimy, zostając w Polsce, ale wystarczyły 2 dni w ciepłym kraju, by zrozumieć, że to tam jest moje miejsce, a w Polsce cierpię, Nie tylko z powodu pogody, ale też ludzi, owoców itd. Wiem, ze nigdzie nie jest idealnie, ale... Włochy to moje miejsce i już, serio.

O cenach trochę- obiady są bardzo tanie w Grecji, porównując do Włoch, za przystawkę (1 dla dwóch osób), 2 główne dania i 0,5l lokalnego wina płaciliśmy w zależoności od miejsca i dań w granicach 15-18 euro. Ale takie "drobne" rzeczy, jak kawa (espresso 1,5-2euro, a we Włoszech w dużym mieście 0,80centów!), lody 2 euro i bez porównania z włoskimi.

W środę Michał miał imieniny, więc postanowiłam zrobić mousakę, ale wiecie co... jestem na bakier z beszamelem. Ktoś ma jakieś rady?

Załączam zdjęcie naszej już 6,5miesięcznej kotki, już po sterylizacji- Bajka rośnie (aż doktor powątpiewał w jej wiek, bo taka duuuża), my też ;)

Dzisiaj o wszystkim i o niczym, bo po długiej przerwie- za jakiś tydzień zaczynamy znowu włoski, dacie wiarę?! Ostatni rok. Wakacje minęły jakoś dziwnie szybko. Co roku szybciej, to przerażające. Wracam do Pani Dalloway. I notatek na wtorkowy egzamin. Wróciłam, zdrowieję, czas pomyśleć o basenie, bieganiu i innych obiecywanych sobie sprawach, bo rower odstawiłam już w kąt- nie jestem w stanie jeździć do pracy rano 10 km w temperaturze 4 st i nie chorować, serio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz