run-log.com

niedziela, 30 września 2012

ITBS


Sorry, ale nie pisałam z ważnego powodu. Nie chce mi się nic. Mam kontuzję kolana od kilku tygodni, nie mogę wystartować z maratonie w tym roku, nie mogę nawet biegać. Nie mogę też jeździć rowerem, bo wtedy boli mnie kostka, w związku z tym mnie nosi. Ale wcale nie pozytywnie.
Kolano bolało przed wyjazdem, ale chciałam wierzyć, że przejdzie. We Włoszech biegałam z bolącym, co było największą głupotą wszechczasów. Ćwiczę, masuję butelką, mrożę. Taka moja codzienność. Jestem nie do zniesienia, serio.
Dzisiaj mijają 2 tygodnie, odkąd nie biegam w ogóle i się zastanawiam, czy spróbować. Czy jednak nie będzie bezpieczniej wybrać rolek i poczekać jeszcze tydzień.


Godzinę później.
Zastanawiałam się, wyszłam na bieg i ból wrócił przed 2km. Zawróciłam maszerując.

ITBS to paskudztwo, które już miałam. Ból po zewnętrznej części kolana. U mnie zawsze od 2 km. Spowodowany w dużym skrócie słabymi mięśniami ud i pośladków, często u pronatorów (to ja) z płaskostopiem (to ja 2). Napięcie pasma biodrowo-piszczelowego. Rozluźniam je jeżdżąc na butelce i ćwiczeniami nie tylko kledzikowymi, których nie lubię oraz masując piłką tenisową. Jak już przestanie boleć, dołożę część z tych ćwiczeń i wchodzenie na nasze 8.piętro częściej niż 3 razy w tygodniu. To już 2 lata jak próbuję biegać. Każdy normalny człowiek dawno by zrezygnował. Ale ja naprawdę chcę biegać, naprawdę to lubię.


Gdzieś na przełomie lipca i sierpnia kupiłam sobie nowe buty do biegania, którymi nawet nie potrafię się cieszyć. Asicsy Gel 1170.

Cannelloni ze szpinakiem trochę osłodziło mi dzień, ale tylko na chwilę. Piję zieloną herbatę, za chwilę wino i ląduję w łóżku z książką. Spróbujemy pobiec za tydzień.



poniedziałek, 17 września 2012

Super Babcia kończy 70 lat.



Zastanawiałam się, jak zaskoczyć moją Super Babcię w jej 70. urodziny, które przypadają dziś, 17.09. Lubimy obie coś niestandardowego, więc pomyślałam, że Babcia nie jadła pysznej pizzy w Bar a Boo, ale eee tam. Może teatr? Ale nie w poniedziałek. A jakby ją zabrać do kina na film z Rzymem w tle, który kocha - podobnie jak my? A do tego lubi Allena. Zadzwoniłam w piątek wieczorem i powiedziałam "W sobotę zapraszasz nas na kawę i ciacho, ale w poniedziałek zabieramy Cię 'na miasto'. Weź okulary do czytania, ubrać się możesz luźno. Do zobaczenia w centrum o 17". Trzy dni się zastanawiała, co wymyśliłam ;)
Musicie wiedzieć, że moja Babcia jest naprawdę wyjątkowo nie babcina. Była pierwszą osobą, do której wysłałam smsa w swoje 18. urodziny (9 lat temu) z informacją, że właśnie zrobiłam sobie dready. 
Jest niesamowita, bardzo, ale to bardzo aktywna, wszędzie jej pełno, a zdrowie, wygląd i samopoczucie zawdzięcza pozytywnemu nastawieniu do świata i niezwykłemu sercu, które nigdy nikomu nie odmówiło pomocy - jest najlepsza, naprawdę!
Dlatego wiedziałam, że nie chce wielkiego tortu, elegancji i szampana, tylko różyczkę, ciastko francuskie i kino właśnie. Wiecie jaką gafę trzasnęłam? Przed kinem powiedziałam "Babciu, jakbyś nie nadążała za napisami - bo u Allena jest sporo dialogów - to i tak najważniejszy jest Rzym, right?". Nie widziałam jej kpiarskiego uśmieszku. Po seansie ją przepraszałam. Babcia czyta jak ja, a ja czytam dość szybko. Wybuchała śmiechem nawet przede mną, a angielskiego ani włoskiego nie zna. Przeprosiłam ją po seansie - za to, że zapomniałam, że przecież jest Super Babcią. 

Szkoda, że Multikino, a nie jakieś kino studyjne, ale musieliśmy się dostosować do repertuaru. Ale to nic, Babcia się spłakała ze śmiechu. I jadła urodzinowy popcorn, a nawet piła colę ;) 
Ja nie płakałam, ale sporo się śmiałam, fajny Allen :) Fajny Rzym, świetny Beningi. I po włosku było dużo ;)




sobota, 15 września 2012

Antica Pizzeria Da Michele - piu buona pizza del mondo!




Zacznę od tego, że z racji mojego zainteresowania Włochami, kulturą tego kraju, a również jedzeniem około śródziemnomorskim, zjadłam w swoim życiu wiele pizz. Naprawdę różnych. Pizze na telefon w Polsce traktuję nie do końca jak pizzę, a zamawiamy ją 2 razy w roku - po półmaratonach i maratonach. Tutaj jemy ją tylko w Bar a Boo, bo żadna inna nie zasługuje na zainteresowanie.


Myślałam, że wiem, jak smakuje włoska pizza, ale myliłam się tak okrutnie, że aż mnie bolało serce, gdy jadłam - na myśl, że za chwilę się skończy.

Na koniec całego dnia zwiedzania Neapolu, znaleźliśmy Da Michele (wybierając się do miasta, w którym jest najlepsza pizza, szukaliśmy tego właściwego lokalu tu). Około 8-10 osób czekających na zewnątrz. Obserwując i rozmawiając z resztą, rozkminiliśmy system: obsługa wydaje numerki, następnie czekamy na wywołanie (Michał: "Jak jest 56 po włosku?!"). Udało nam się, bo staliśmy tam najwyżej 15 minut. Lokal wyglądał... dziwnie... Jak stołówka. WSZYSCY jedli pizzę, bo tylko pizza tam jest, a na dodatek 2 rodzaje: Margherita i Marinara.

Denerwowałam się, nie ma co ukrywać. Miałam zjeść pizzę życia, sami rozumiecie ;). Przejechaliśmy 2000 km autem z myślą, że będzie Pizzą Życia. Pierwsze kęsy, nic nie mówimy, patrzymy na siebie, w końcu mówię, że nie można się do niczego przyczepić. Kolejny trójkąt biorę do ręki i mówię, że bardzo dobra. Potem było jeszcze lepiej. I wtedy zaczęła się kończyć. Słuchajcie, wszystkie pizze, które potem jedliśmy, nie mogły się zupełnie równać z tą w Da Michele. Wiedzieliśmy, jak ważna jest prostota w kuchni włoskiej i że ona nas najbardziej urzeka od lat, ale w Da Michele dopiero to zrozumieliśmy. Pomidory, ser i bazylia. Wszystko. W czym tkwi siła? W pomidorach z Kampanii? W mozzarelli z Kampanii? W bazylii, przesiąkniętej słońcem Kampanii?
Również w tym wszystkim, o czym mówią na filmie: żadnych ulepszaczy, wszystko świeże. Ta pizza jest doskonała, po prostu doskonała!

Potem jedliśmy też margheritę (Często ją bierzemy we Włoszech, wiadomo) w okolicy Terraciny, gdzie mieliśmy bazę i już nigdy tak nie smakowała, zupełnie inne te pomidory, wszystko.
To była najlepsza pizza w moim życiu. Na pewno tam wrócę i na pewno będę czekać (zwykle jest 30 osób na zewnątrz, więc mieliśmy szczęście) na stolik. I Wam też radzę.
Nie chce się teraz już innej jeść, naprawdę. To straszne. Z drugiej strony... trzeba znowu jechać do Neapolu - choćby po to, by zjeść pizzę ;)


 

Miłego weekendu ;)



ps. Pizza w Da Michele kosztuje 4 euro.


 



niedziela, 9 września 2012

Pirandello Marquez Calvino



Wróciliśmy wczesnym popołudniem. Kawa, melon z południowych Włoch, kilka gazet, zaledwie 3 książki (nie było nas na wiele stać w tym roku, ale ceny 3,90, 4,90 i 3 euro - za Marqueza!- zobowiązują...), jakaś pasta z karczochów, jakieś alici, campari, polenta... Będę pisać trochę. Było pięknie, jak zawsze. Za krótko, jak zawsze. I kawa znowu nie smakuje.

A jutro do pracy - nie wiem, jak, naprawdę ;) Na pewno tramwajem, bo po 30h w aucie jestem trochę połamana, ale nie potrafię chwilowo o pracy myśleć tak zupełnie na serio.

Miłego tygodnia!