run-log.com

wtorek, 29 czerwca 2010

Drug stories, czyli: Diego, nie daj się!

Dzisiaj drugi dzień serii 4m biegu+1 minuta marszu x 6. Sądny dzień, biegu bez przerwy 30 minut coraz bliżej, a ja...z każdym treningiem bardziej wierzę, że to możliwe. Może dla Was to nic, ale ostatni raz przebiegłam tyle w 6.klasie podstawówki na zawodach w biegach przełajowych. Zajęłam wtedy 3.miejsce, startowało ok 20 dziewczyn z 7 wiosek gminnych (swoją drogą- Magda była pierwsza, Monika druga, ja trzecia- wszystkie z Dąbrowy, reszta miała focha, że Dąbrowa całe podium zajęła ;)). Jak przebiegnę, to chyba się ze szczęścia rozpłaczę, serio. Poza tym będzie to o tyle przełomowe, że skończę z jakimkolwiek marszem, będzie tylko bieg, każdego tygodnia więcej i szybciej, aż będę mogła przebiec 10km trzy razy w tygodniu. To mój cel. Maraton przy okazji, jak się wyrobię, w co wątpię, ale generalnie chcę biegać 10km 3 razy w tygodniu, regularnie, to mój cel aktualny. Przypomnijcie mi to we wrześniu, proszę, gdybym znowu w siebie zwątpiła, czy coś. Ale póki co- I can do it, no bo kto jeśli  nie ja? ;>
A swoją drogą, musiałabym chyba ograniczyć piwo...ale cóż poradzę, jeśli jest tak gorąco i tak się chce latem zimne piwo wypić wieczorem? Ech. Między wrześniem a majem naprawdę pijemy głównie wino, ale latem nic tak nie smakuje, jak piwo, szkoda tylko, że tak brzuch rośnie;)
Z powodów Wam wszystkich znanych nie komentuję występu wciąż aktualnych Mistrzów świata na mundialu RPA. Po prostu teraz kibicujemy Argentynie, ewentualnie Brazylii, ale do ekipy prowadzonej przez Diego, tego małego, śmiesznego, zniszczonego kokainą człowieczka, jakoś mi bliżej. Nie wiem, oni się tak ładnie cieszą ;) Poza tym nikt w nich nie wierzył, głównie z powodu dziwnych wyborów Maradony- podobno on sam nawet nie wie, dlaczego zarządza taką a nie inną taktykę, ale wszystko to sprawka rzeczonej już wcześniej kokainy, która dokonała ogromnego spustoszenia w jego południowej główce. Nie do naprawienia już, niestety, a jest niespełna 50latkiem. Ale co to do Amy Winehouse, która jest starsza ode mnie o 2 lata i ma halucynacje + plus totalne zawieszenia pracy mózgu (wszystko na trzeźwo), też nieodwracalne. Ech. A ja jednak wolę rower i piwo, ewentualnie bieganie, ale podkreślam, że wcale nie biegam dla przyjemności. Tak, Majka się katuje 4 razy w tygodniu, trust me. (Może jakiś medal czy coś? ;>) A Amy... patrzcie, ona tak fajnie śpiewa. Taki talent.. Tu jeszcze dobrze wyglądała, ale to było w 2003r. Milion grubych kresek koksu temu. Szkoda jej.
 Wczoraj wróciliśmy o 1...Byliśmy na plaży kontenerowej, żegnaliśmy Johnnyego, który leci na 4 miesiące do Kalifornii, farciarz! Anyway, patrzcie, jak ładnie na tej plaży jest



Poza tym... 800 km na liczniku ;)
No i... Za 69 dni Grecja !!

niedziela, 27 czerwca 2010

Głupia ja

Ale jestem głupia, o ludzie. Tak się denerwowałam egzaminem, że zasnęłam po 3, więc stwierdziłam, że nie ma sensu i z premedytacją wyłączyłam budzik I przespałam egzamin u Rottengrubera, u którego miałam warunek na I roku. ech. I teraz będę miała 4 zaliczenia i egzaminy za 2 tygodnie. Rzeźnia. I kolejny maraton imprez- jutro żegnamy Johnnyego, który leci do Californii na 4 miesiące, w środę Klub O Którym Jeszcze Wam Nie Mogę Powiedzieć, w czwartek Nieprzyzwoicie Tani Czwartek w Muzie ("Antychryst" Larsa von Triera- nieprzyjemny, mroczny, obrzydliwy...no ale wypada znać. Poza tym ja lubię tego popaprańca), w piątek "Felliniana" na pl. Wolności w ramach Malta-Festival,w  sobotę impreza włoska u Mirki,a w niedzielę znowu wycieczka do domu na wybory.. Ech, dzieje się, ale nie narzekajmy, szczególnie, że od jutra 30st znowu każdego dnia, hell yeah!

A jak jest gorąco, chce się arbuza, moja kolejna miłość, tuż za czereśniami i truskawkami.
Skoro o jedzeniu...
Zrobiłam dzisiaj zapiekankę, której możecie mi zazdrościć- ziemniaczana, z kurczakiem i brokułem, z sosem czosnkowym made by me (on to widoczny na zdjęciu). Fotka zrobiona przed ułożeniem sera i przed upieczeniem, później wyglądała dużo lepiej, ale Misza wrócił wygłodniały z Łodzi, więc już nie przedłużałam.

Robiłam mniej więcej z tego przepisu ale inaczej sos czosnkowy.

Książkowo? Jak to przed egzaminem. Przeczytałam "Il gattopardo"- niech Was tytuł szpanerski nie zmyli, czytałam po polsku, co Ela uznała za skandal. "Il gattopardo" Giuseppe Tomasi di Lampedusa, polecone mi zostało przez Mauro kilka miesięcy temu. Szukałam i znalazłam na allegro za 3 zł, ha! Teraz filmu szukam ;)To tak naprawdę historia Sycylii, czasy 1860 rok aż do wieku XX. Doskonale naszkicowany portret Fabrizia Saliny, księcia, chyba nie był łatwym człowiekim... Ale podobało mi się pokazanie, jacy Sycylijczycy są trudni, jeśli chodzi o zmiany jakiekolwiek i jak wiele wobec tego znaczyły zaręczyny Tancrediego z Angelicą (właściwie mezalians, ale młody stracił głowę dla urody)-początek naprawdę wielkich zmian. Poza tym trochę o Garibaldim itd.
Jak mówił Mauro, dowiedziałam się rzeczywiście sporo, merytorycznie książka też dobrze napisana, także bardzo dziękuję, chociaż Mauro na pewno tu nie zagląda.
ps. Chciałabym umrzeć z taką godności, co książę.
ps. nie wiedziałam, że Turyn był stolicą!
Wybaczcie, że dość "po łebkach", ale przeczytałam to ok 2 tygodnie temu, a w międzyczasie pierwszy tom "Potopu" i teraz śnię o Kmicicu.


ps. Ciekawe z tym bieganiem, dzisiaj pierwszy raz zrobiłam serię 4min biegu+1 minuta marszux6 (połowa pod górkę), w południe, w totalnym garze i nie było tak źle, jak się obawiałam!

ps. Bajka lubi Felliniego ;) 

środa, 23 czerwca 2010

Le notti di Cabiria


 
 
Michał też ma sesję, ostatnią w jego przypadku, więc na Felliniego do Muzy jechałam sama. Nie lubię chodzić smaa do kina, mimo że nie mam w zwyczaju od razu po filmie rozmawiać o wrażeniach (muszę trochę przetrawić zawsze), to najzwyczajniej w świecie lubię towarzystwo. Okazało się, że Ela, wierna towarzyszka z grupy włoskiej, była! Ale było tylu ludzi, że nie zauważyłam- połowa sali! Zwykle na DKFie tam ok 5 osób jest. Szok. Fellini, czy lato? ;) Smutna wiadomość jest taka, że w połowie lipca, od razu po Festiwalu Animator, zamykają Muzę na okres wakacji, by wyremontować salę (głównie chodzi o wymianę foteli na wygodniejsze). Niestety, to właściwie martwy sezon dla knajp i kin, bo studenci wyjeżdżają z miasta, ale mimo wszystko miałam nadzieję, że sobie pojeździmy na letnie tanie czwratki...Cóż. Pozostają inne imprezy, których od groma w Poznaniu tego lata ;) Oraz... wakacyjne kursy językowe, ha! A sam film? 8/10. Jak zawsze piękna muzyka Nino Rotiego, wielkiego przyjaciela Felliniego. Absolutnie zachwycająca gra Masiny- pierwszy raz chyba widziałam ją w roli bezczelnej, niegrzecznej, chamskiej prostaczki. Jak ona uroczo przeklina! Cabiria, rzymska prostytutka, wierzy, że może zmienić swoje życie, gdy poznaje Oscara. Wierzy w zapewnienia o miłości, mimo kilku spotkań zaledwie, w szybki ślub. Sprzedaje dom, wyrusza z ukochanym w podróż do miejsca przeznaczenia, gdzie się razem urządzą. Albo mają urządzić. Oczywiście domyślamy się prawdziwych zamiarów przylizanego dupka. Szybciej, niż Cabiria, niestety. Nigdy nie jestem przekonana do takich filmów na stówę, bo nie wierzę, że są tacy naiwni ludzie. Nie wierzę również, że tak może być naprawdę w życiu. Ale są tacy, którzy mówią, że może. Fellini ma fajne zakończenia. Interpretacja sceny, gdy opuszczona i okradziona, ze łzami na policzkach idzie ulicą wśród młodych, rozśpiewanych i tańczących ludzi ma wydźwięk raczej na plus, niż na minus. Dla mnie jasny- w końcu się przekonała, że nie pokocha jej nikt TAK PO PROSTU, a jedynie jej pieniądze. Że nie ma odwrotu, że zmarnowała życie, jako "ta, co się puszcza", jak powiedział chłopiec na początku filmu. I nauka dla tych młodych ludzi wokół niej, by wykorzystali swoje życie lepiej, niż Cabiria. Więc cóż... Ile warta jest miłość? 400 000 lirów, ot co.
 
Biega mi się coraz lepiej, kolejny trening (3minuty biegu+2 minuty marszu/6 powtórzeń) za mną i czuję się coraz lepiej. Ten sam trening w piątek, a w sobotę rzucam się na 4minuty biegu+1 minutę marszu powtórzone 6 razy. Trzymajcie kciuki, żebym dała radę- nogi mam dość silne, zasługa roweru chyba, ale kondycja średnia wciąż, chociaż praca nad oddechem robi swoje i (w końcu!) zauważam efekty. Ale prawdziwym testem bedzie 30 minut biegu bez przerwy. Już za 1,5 tygodnia, w pierwszych dniach lipca, aj! Według ludzi, którzy się znają i biegają, będę wtedy JOGGEREM. Tak, idiotyczna nazwa, ale co zrobić.
 
 Jadę na piwo do Klubu O Którym Jeszcze Nie Mogę Wam Powiedzieć. Ciekawe, kiedy się pouczę. Ha! może znajdzie się ktoś, kto pouczy się za mnie? Nie? che strano...
 
 
 

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Nic nowego właściwie


Twarda zawodniczka, co? Jutro wsiadam na rower po kilkudniowej przerwie ;)
Minął kolejny tydzień, zostało 5 dni, a ja prawie nic nie zrobiłam z historii filozofii i ws magisterki. Na tapczanie siedzi leń.. .Dzisiaj już jednak ostro ruszyłam, bo..bo już nie mam wyjścia tak naprawdę, heh. Aby się wyrobić do egzaminu, muszę codziennie przetrawić i nauczyć się 3 filozofów. No to zaczynamy... Właściwie to pierwsza trójka za mną, a dalej... wish me luck.
Kursy kursy kursy.. Dante również, jak się okazało, organizuje kursy 2 tygodniowe (konwersacje), a do tego z Mauro, w grupach 2-3 osobowych. Ale ja chyba naprawdę chcę jakiegoś odświeżenia- absolutnie nie narzekam! Po prostu chciałabym wakacje wykorzystać na nowe spojrzenie na mój włoski i wiedzę z tego zakresu, kogoś nowego, z zewnątrz. A na poziom C jesienią i tak się do Dante Alighieri zapiszę, to nie podlega dyskusji, absolutnie. Mam zresztą nadzieję, że w dalszym ciągu będzie nas uczył Mauro Caterina, bardzo się z nim rozwinęłyśmy- dużo "swoich" materiałów nam dawał, masa idiomów i zwrotów codziennego użytku, została nam łopatologicznie wbita do głowy i teraz szpanuję przed znajomymi z Włoch, a oni podziwiają, chwalą i pytają, kto mnie tego nauczył, hell yeah!
Tak więc zrobiłam test na stronie konkurencji i czekam na telefon z zaproszeniem na rozmowę z lektorem, który
potwierdzi (spero che si!*), że nadaję się na zajęcia z poziomu średnio-zaawansowanego. No i mam nadzieję, że uzbieramy grupę. Jeśli nie, będę się ratowała sama, prowadząc rozmowy ze znajomymi na skypie ;) Liczę jeszcze, że w Grecji sobie poparlam**, będę wypatrywać Włochów, z pewnością ;)
A bieganie? No biegam, znowu regularnie, zapisanie się do maratońskiej drużyny Gazety Wyborczej zobowiązuje w końcu.. Martwi mnie jednak, że się nie odzywają, odkąd wysłałam zgłoszenie. I pewnie mnie nie chcą, a jak mnie nie chcą, to dupa, bo nie będzie Majka pod murem, nie będzie nad głową trenera, nie będzie adrenaliny, nie będzie mobilizacji, bo wola jej taka "silna", że właściwie nie ma prawie wcale, jak ktoś w tyłek nie kopie. A nie odzywają się, bo spośród 243 osób, które się zgłosiły, wybiorą 12. Nie mam co liczyć, że będę w tej 12stce, więc... biegam dalej, gubię oponkę i gruby tyłek, przy okazji "zaliczę" we wrześniu 10kilometrowy start w Interrunie. I też dobrze! A dzisiaj już 4 km biegłam, ale wciąż z marszem, za maksymalnie 2 tygodnie powinnam przebiec 5 km w 30minut bez przerwy i uwierzcie, że to będzie wyczyn. Ale praca nad oddechem daje coraz lepsze efekty. Zaczyna być fajnie.
"Poważny człowiek" dla mnie 8,5/10, mimo doskonałego scenariusza i w ogóle wszystkiego niemal doskonałego, to bardziej podobał mi się "Człowiek, którego nie było", zresztą sam sens dość podobny. Tak, to nieprawdopodobne, ile nieszczęść może jednocześnie spaść na człowieka. Ale zdarza się. Polecamy filmy braci Coen, w dalszym ciągu. A! I Mirka z mężem nawet byli! Cieszę się, że udało mi się wyciągnąć kolejną osobę z naszej włoskiej grupy do kina. Lato bardzo pozytywnie się zapowiada..;)

W międzyczasie obejrzeliśmy, tym razem do końca, "Giuliettę i duchy" Felliniego. Hm, no dla mnie 5/10, a piątka i tak za
plastykę i Masinę. Za długi, zbyt dziwny- masa symboli, psychoanalizy, seansów spirytystycznych, kuglarstwa.. Nie dla mnie takie bzdety. Bzdety wyłączając psychoanalizę. Tak, trudna rzecz- wychowanie i dorastanie wśród zakonnic i w "kościelnej" atmosferze nie pozwoliło jej opuścić męża, chciała trwać dalej w  tym toksycznym związku. Tym bardziej zaskakuje zakończenie. Oczywiście warto obejrzeć choćby dla muzy FeFe, Giulietty Masiny, która jest kobiecym wcieleniem Chaplina-mowa o mimice ;) Ale ten, uznawany za jedno z najważniejszych dzieł Mistrza pod względem jego fascynacji buddyzmem i duchami, nie trafił do mnie tak, jak wcześniejsze jego filmy.
Uwaga, kolejne kulturalne zawiadomienie: jutro w ramach DKFu w Muzie "Noce Cabirii" Federico Felliniego, z prelekcją,
pewno jak zawsze ciekawą, jakiegoś młodego człowieka. Bilety po 10zł, seans o 21. Będę, bądźcie i Wy ;) (1957r- Oscar dla najlepszego nieanglojęzycznego filmu oraz Złota Palma dla Giulietty jako najlepszej aktorki w tymże)
Ale, ale, w piątek byliśmy na Cibelle, na Dziedzińcu Starego Browaru. Nic to, ze deszcz, że mało ludzi, że nagłośnienie totalnie do dupy.. Co za psychodela, moi drodzy! Każdy z członków zespołu ubrany cudaczniej od poprzedniego (różowe marynarki, kimona narzucone na podkoszulki itd), ale jaki głos! Jaka zabawa na scenie, jaka radość z grania! Ludzie! Chciałabym wiedzieć, co oni biorą, serio. Wracaliśmy w strasznej ulewie, rowerami, certamente***, a kot był taki zły, że nas cały dzień nie było, że zsikał się na moje spodnie. Tak...ja wciąż wierzę, że to wszystko z miłości. Tylko Michał patrzy na mnie ze zwątpieniem, malującym się na jego twarzy każdego dnia.
W czwartek Hey na Starym Rynku, za darmoszkę. Idziemy, korzystamy z lata, z darmowych imprez, szczególnie, gdy Kasię Nosowską można zobaczyć i posłuchać. Widziałam ich 2 lub nawet 3 razy na żywo i nigdy dość, naprawdę. Ruszcie się na piwko na Rynek. Będzie dużo dzieci (Kumka Olik supportuje..), ale to nic. Zamknę oczy i uszy na piszczące nastolatki, obiecuję nie narzekać i nie komentować, a niech się podniecają, krzyczą i piszczą, skoro chcą.
Jakby kultury było mało, w piątek, 25. czerwca, rusza kolejny malta.festval. Ale o tym już nie dzisiaj ;) Sorry za chaos- krótko na każdy temat, może za dużo wątków poruszonych. Chaos, chaos, filozoficzny chaos, po tym egzaminie wszystko już będzie łatwiejsze... 


 *   spero che si- mam nadzieję, że tak
**   parlare- mówić
*** certamente- oczywiście

piątek, 18 czerwca 2010

Dylematy, dylematy..



A dzisiaj polecam- koncert gwiazdy bossanovy Cibelle, na Dziedzińcu Sztuki Starego Browaru, o 20:00, za free! Do zobaczenia ;)
 
To już niemal postanowione, ze zapiszę się na intensywny kurs języka włoskiego w konkurencji.-muszę niestety ruszyć moje oszczędności na tzw. czarną godzinę, ale myślę, że warto wydać te 350zł. Serce boli, że zasilę konkurencję, ale na miesięczny ani mnie nie stać, ani nie chcę całego miesiąca poświęcać, bo to naprawdę sporo. Poza tym to inna szkoła, inni nauczyciele, inne podejście; będę miała porównanie i mam nadzieję nauczyć się czegoś nowego, ale przede wszystkim ugruntować wiedzę z poziomu B. Zajęcia będą się odbywały codziennie, przez 2 tygodnie, w godzinach 17:30-20, głównie konwersacje, poziom B. Chyba wybiorę termin w pierwszej połowie sierpnia, bo wtedy będę miała dość blisko po pracy (5 min by bike). W lipcu za dużo się dzieje- ENH, poza tym zajęcia na uczelni mam do połowy lipca, a w sierpniu będę miała wolną głowę, powinno być ok, ale nie oczekujcie ode mnie wtedy tak częstych notek, jak teraz, bo będę raczej szła spać po kursie od razu ;) Nie wyprzedzajmy jednak faktów, do kursu mamy 1,5 miesiąca.A zajęcia mogą ruszyć, jak się uzbiera grupa 5 osób,  na razie razem ze mną są 2 osoby chętne na sierpień. Może Agnesz się jeszcze zdecyduje, może ktoś jeszcze..
 
Ach, nic o wynikach nie mówiłam. Zdałyśmy wszystkie, złożyło się ;) Dostałam 54/72pkt, średnio, bez rewelacji, ale drugi semestr mam zawsze słabszy ;) Tak czy inaczej Mauro jest zachwycony naszymi postępami w pisaniu, ale jak zwykle robimy błędy w zadaniach gramatycznych.. No i do tego zmierza sprawa z wakacyjnym kursem- jest dobrze, ale może być lepiej. Może uda mi się w końcu ogarnąć pronomi combinati, by bez zastanawiania się ani strzału wybierać właściwe, może uda się bezbłędnie wybierać również między passato remoto i l'imperfetto, no i czynnik dla mnie niezwykle ważny- może poznam kolejnych ciekawych ludzi. Poza tym dobrze mieć porównanie z Dante Alighieri, zgodzicie się ze mną?

czwartek, 17 czerwca 2010

Wakacyjnie

Grecja. To nasz cel podróży w tym roku, niestety nie zmienimy go na Włochy, jak mieliśmy jeszcze niedawno nadzieję. Trudno, ale i tak się cieszymy, będzie przecież pięknie ;) Poza tym będziemy w Pardze, czyli na tz. "wybrzeżu włoskim", mam więc nadzieję poparlać trochę ;) Poza tym szykujemy się na weekend z Susłami we Wrocławiu na festiwalu Era Nowe Horyzonty. Kiedyś jeździło się na 9 dni, teraz tylko weekend, ale co zrobić, chcemy obejrzeć 8 filmów- w piątek, sobotę i niedzielę- w ten ostatni dzień pewnie 1, maksymalnie 2, jak znam życie. Tak, stęskniliśmy się trochę za festiwalem filmowym. Poza tym będę piłowała Michała, żebyśmy się przejechali jednak na Off Festival, bo bilety nie są drogie (jak w przypadku Openera), a zestaw muzyczny bardzo ciekawy. I tyle, może uda się jeszcze weekend spędzić na Kaszubach, gdzie mamy działkę, no i jakieś kajaki mi się marzą. Poza tym chcemy jechać rowerami gdzieś z noclegiem, pod namiot, ale też na maksymalnie 2-3 noce. No dobra, w sumie to mamy trochę planów, a zamierzałam napisać, że ubogie wakacje nam się szykują ;)
Poza tym, jeśli chodzi o truskawki...to ja już od wczoraj kupuję po 4,5zł/1kg, macie taniej? ;>
Ludzie z polskabiega.pl nie odpisali na mojego maila dotyczącego dni treningów maratonowych, a do jutra wieczorem
przyjmują zapisy, więc nie wiem, co zrobić. Chyba jednak się zapiszę..;) Jeszcze Mirka mnie kusi hiszpańskim w W KONTAKCIE....bo mają 2tygodniowe kursy intensywne po 2,5h dziennie, 350zł. Byłoby fajnie, nie? ;)I w sumie nie jest to jakaś zawrotna kwota. Ale mogę w tej sytuacji zostać przedstawiona przed wyborem: Off Festival czy kurs hiszpańskiego. Hm. Zdaje się, że chciałabym wszystko, co? Poza tym to chyba albo maraton albo jakieś kursy, prawda? Majka, idź po rozum do głowy i przestań kombinować! Ok, rozmawiałam na ten temat z Agą Gabor, która trochę zna hiszpański, ale mówi, ze będzie mi się pieprzyło z włoskim, poza tym to nie ma większego sensu, jeśli w najbliższym czasie hiszpana nie wykorzystam. A ja ani nie jadę do Hiszpanii w tym roku, ani nie zamierzam jesienią zapisywać się na kurs, bo będę ciągnęła włoski, więc chyba jednak bez sensu. Tak czy inaczej jest taka opcja ;) Aj! A może też  mają takie włoskie zajęcia 2tygodniowe? Wybadać!

Parga, tam będziemy we wrześniu:


ok, lecimy do kina!

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Majka czuje moc


 
W weekend oboje mieliśmy szkołę- w sobotę po zajęciach wybrałam się z Agatą i Dejfitem na koncert poznańskiej grupy postjazzowej Yazzbot Mazut w ramach festiwalu kontener.art na Chwaliszewie. Pierwszy raz tam byłam w tym roku i pozytywnie mnie zaskoczyli, wszystkim, od wnętrza po plażę przy kontenerze, gdzie można swobodnie sączyć piwko na leżakach, pod parasolami i stolikami zrobionymi z palet pomalowanych na różowo-następnym razem zrobię zdjęcia ;) Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć, jak gra Lena Romul na swoim słynnym saksofonie, czyli młodziutka nadzieja polskiego jazzu. Bardzo jej kibicuję, znamy się zresztą przez różnych ludzi, ale przedstawiłyśmy się sobie nawzajem dopiero w sobotę.
 
Uwaga, uwaga, Majka ma kolejny życiowy plan, który zakończy zapewne w połowie jego trwania. Maraton. Uff, napisałam. Gazeta Wyborcza, jak zawsze dopinguje, ale nie brałam pod uwagę startu, dopóki nie przeczytałam, że jest trener i w ogóle BACIK, a jak majka czuje bacik, robi więcej, bo jej skromna wola nie pozwala na dużo. Do środy wieczora trzeba się zapisać. Myślę jeszcze, ale kochani.. do 11. poznańskiego maratonu ponad 16 tygodni, 118 dni zostało. Może się uda? A może ktoś oprócz mnie chce? Cztery treningi w tygodniu będą. Może boleć. Szczegóły TU. Tak, wygląda, że będzie bolało naprawdę.Ostatnimi czasy biegam raz w tygodniu i to naprawdę rekreacyjnie, 30 minut, które i tak przeplatam z marszem, najwięcej czasu poświęcając na rozciąganie po biegu, ale i tak zapiszę się jako "startująca od zera", bo inaczej w moim przypadku nie może być mowy. Waham się jeszcze trochę- to ogromne obciążenie psycho-fizyczne. A może ktoś jeszcze chce się zapisać? Szukam ludzi do zmobilizowania mnie, heh. 
 
Zmiana planów co do kina: z racji, że na film Coenów nie ma 15 chętnych osób, byśmy kupili bilety po 13zł, to idziemy na Coenów w czwartek do kina Rialto, w ten dzień wszyscy bez wyjątku płacą 12zł ;) Nie ma tego złego, a nie śmierdzi tam popcornem i jest dużo miejsca na nogi, a do tego bilet NIEgrupowy o złotówkę taniej, niż grupowy w Multi, o. ;) Gdyby jednak ktoś miał chęć... czwartek, Rialto, 20:45. My idziemy grupą pewnie 5-7 osobową. Zapraszamy;) 
 
A uciekam, bo Włosi przegrywają z Paragwajem... Idę do nich pokrzyczeć trochę przed telewizorem ;) 


ps. Dzisiaj były ostatnie zajęcia z włoskiego, już za sobą tęsknimy ;) 
U góry zdjęcie z imprezy-niespodzianki z zeszłej środy.


piątek, 11 czerwca 2010

The more you look the less you know

Od poniedziałku jadam truskawki, już 5,50zł/1kg, aj! Jak wszystko się zmienia, gdy już są truskawki i arbuzy... Żyć się chce, no joke. Moje absolutnie ukochane czereśnie też już są, ale 30zł/kg (FUCK!), więc poczekam jakieś 3 tygodnie... ;)
Pan Darcy już za mną, wracam do Trylogii, czyli pierwszy tom "Potopu" zaczynam, gdzieś po drodze ucząc się do ostatnich egzaminów.. Ale porzucam jednak na chwilę Kmicica, by nadrobić "Il gattopardo" Giuseppe Tomasi di Lampedusa, a później film, rzecz jasna.
Na środową imprezę pożegnalną, o której Mauro nic nie wiedział, zrobiłam muffiny marchewkowe z imbirem i cynamonem wg TEGO przepisu, jednak opuściłam lukrowaną część, rzecz jasna ;) poza tym były ciasteczka, nawet z czekolada, prosecco Eli, morele i doskonałe towarzystwo ;) Brakowało Moniki, ale wróci do naszej grupy jesienią ;) A swoją drogą planujemy spotykać się raz w tygodniu (myślę, że tak naprawdę dojdzie do spotkań co 2 tygodnie) i rozmawiać chociaż pół godziny po włosku, żeby niczego nie zapomnieć, pomijam samą radość ze spotykania się naszej grupy, bo wszystkie bardzo się lubimy ;) No i Monika wyraziła chęć i na te spotkania, co nas bardzo cieszy.
 
No niestety, z Klubu O Którym Wam Nie Mogę Jeszcze Mówić wróciłam w nocy ze środy na czwartek do domu przed 1, zasnęłam grubo po 2. Nie pytajcie nawet, jak się w czwartek czułam. Bo jeśli do wszystkiego dodamy 30st na zewnątrz, odczuwalną 40, to...ech. Po pracy zjedliśmy pasta al pesto, tym razem rosso (z suszonych pomidorów, Sycylia się kłania, a my jej, ragazzi!), później położyłam się na 0,5h, by choć trochę odespać i wrócić do życia i na 21 pojechałam do kina, sama, bo Michał z różnych względów nie mógł, więc zaprosiłam Elę na seans za 5 zł w Muzie ;) Tym razem "Człowiek, którego nie było" braci Coen.
I znowu pełna sala, och jak mnie to cieszy! Jak to u Coenów- każda z postaci w jakiś sposób wykręcona, hehe, a film o  przewrotności...jak to u Coenów ;) Polski plakat chyba lepszy, ale włoski tez wrzucam, a co tam ;) Absolutnie genialna według mnie rola Bob-Thornthona. Już zacieram ręce na ich nowy film "A serious man" i zapraszam serdecznie każdego, kto ma chęć, bo jeśli zbierzemy 15 osobową grupę, bilet dla każdego z nas będzie kosztować 13zł. Udało się z "Alicją w krainie czarów", to i teraz musi wypalić. Mam potwierdzonych 5 osób w tej chwili, macie czas do wtorku, by się do mnie zgłosić; seans odbędzie się w środę o 18:10 w Multikinie51. No, zbierajmy się, zbierajmy ;) Wystarczy do mnie napisać/zadzwonić i stawić się 30 minut przed seansem- podajcie dalej, może ktoś, zupełnie mi nieznany, wybiera się i ma ochotę zaoszczędzić. Wiecie...po poznańsku tak ;)

Dzisiaj 33st w cieniu. Jest masakra. Włoski akcent? Na południu takie upały, że władze miasta proszą ludzi, by nie wychodzili z domów w godzinach 10-18 i rozdają wszystkim butelki z wodą. Po prostu...zawsze może być gorzej ;) link
Poza tym na liczniku stuknęło mi 600km w tym sezonie, yeah!
Kupiłam w  końcu blender, więc uciekam do kuchni zrobić Michałowi koktajl ;) A po drodze kręcę film z kotem     o;)       

Edit: jeszcze trailer łapcie tu, by poczuć klimat- kto nie widział, niech nadrabia.                                                                               

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Wago, pieprzę cię


W sobotę rozpoczął się kolejny Jarmark Świętojański. Nic specjalnego, jak zwykle, ale Susły nas wyciągnęły, żeby się chociaż rozeznać. Obeszliśmy Stary Rynek i pojechaliśmy do nas na pierwsze piwo na naszym balkonie- tym samym został rozpoczęty sezon letni ;) Bosko, bosko! Wystawiliśmy stół i krzesła, kotu założyliśmy szelki i smycz (straszne, ale co zrobić, z 8. piętra nie spadnie na cztery łapy..) i zajadaliśmy makaron z pesto, popijając piwkiem i umilając czas rozmową. W niedzielę już mieliśmy pierwsze śniadanie na balkonie- bruschetty z pomidorami i serem i świeżą bazylią. Ach, dolce vita ;) Jak już mama Michała pojechała, wybraliśmy się nad Maltę poleżeć chociaż godzinkę na słońcu. Och, gdyby taka pogoda się utrzymała... 25st w cieniu. Dzisiaj od rana już deszcz, silny wiatr, ale od środy wraca lato- nawet 31 st ma być w Poznaniu w piątek! W końcu, ach.A później pojechaliśmy do Ikei. Po wagę. Najchętniej już bym ją wyrzuciła. Jest dramat, słuchajcie, ale to tylko i wyłącznie moja wina, że przytyłam, odkąd razem mieszkamy- bawimy się w gotowanie, gotujemy dla znajomych, chodzimy do przyjaciół na obiady i kolacyjki. Więcej pisać nie będę- dość, że wiem, że są ludzie w znacznie gorszej sytuacji niż ja, ale chciałam mieć 60 kg tego lata, a już widzę, że to niemożliwe, bo nie mam zamiaru się głodzić.
Tak czy inaczej czuję się źle. I ciężko.

Jak już przy jedzeniu jesteśmy..Ważna informacja dla miłośników pesto i/lub wszystkiego, co włoskie- w Lidlu jest teraz promocja na sos pesto (z bazylii i
pomidorów, do wyboru), słoiczek kosztuje 2,99zł. Mamy nimi zawaloną szafkę ;)))) Ja go trochę ulepszam, dorzucając 2 posiekane ząbki czosnku, ale generalnie 1 taki słoiczek wystarczy na 350g makaronu.
 
Jadę na egzamin z włoskiego, semestralny, kończący kurs B2. Proszę o wsparcie. Bo nie miałam specjalnie jak/kiedy się przygotować..
 -------------------------------------------
 
Już jestem po egzaminie i po obiado-kolacji. Dzisiaj zrobiliśmy sobie tortillę, na zdjęciu widać nie zawiniętą. Ogólnie to tak: gyros drobiowy juz przyprawiony pikantny, placki tortilli, mix sałat, czerwona cebula, ogórek zielony i sos czosnkowy made by me ( pół dużego jogurtu naturalnego, 4 ząbki czosnku przez praskę, 3 łyżeczki majonezu, łyżka soku z cytryny, troszkę soli- wymieszać, schłodzić). Placki podsmażam, mięso też. Na placku rozsmarowuję łyżkę sosu czosnkowego, wrzucam garść sałaty, mięso, cebulę i ogórek, znowu sos czosnkowy i gotowe, wystarczy zawinąć. Oczywiście normalny człowiek wrzuciłby pomidora, ale jak wiecie, Majka ich nie lubi. Po 2 takie tortille i najedzeni i szczęśliwi. I nie wchodzę już w tym miesiącu na wagę, przysięgam.

ps. o egzaminie się nie wypowiadam. głupia jestem i nigdy się nie nauczę włoskiego, o.

To na koniec jeszcze zdjęcie kota, który śpi na telewizorze (tv ma 18 lat, więc po kilkunastu minutach od włączenia jest nagrzany, stąd świetny pomysł kota).

 
 
 
 
 

niedziela, 6 czerwca 2010

Między rabarbarem a pomidorem

Nie myślałam, że coś bardziej sympatycznego spotka po mnie po środowej imprezie w Klubie O Którym Nie Mogę Tutaj Mówić, a jednak.. W czwartek, jako że święto, coś trzeba było ze sobą zrobić, więc wybraliśmy się do kina- piszę w taki sposób, jakbyśmy po przebudzeniu o tym zdecydowali, a tak naprawdę bilety mieliśmy tydzień wcześniej, bo mowa tu o Nieprzyzwoicie Tanim Czwartku i seansach za 5 zł. Nie mogliśmy przejść obojętnie obok "Autora widmo" geniusza Romana Polańskiego. Geniusz tylko swój geniusz potwierdził. Jednak Pierce Brosnan jako Tony Blair, Ewan MacGregor jako ghostwriter (tak! to ten sam wychudzony narkoman z "Trainspotting" milion lat świetlnych temu), Kim Catral jako asystentka i Olivia Williams jako żona premiera plus doskonała muzyka, jak zawsze u Polańskiego, no i zdjęcia...jezus, jakie zdjęcia! To wszystko tylko potwierdza geniusz R.P. Polecamy. Doskonały.
Ciężko się wstawało w piątek do pracy, oj ciężko.. I ciężko się pracowało- 200 stron "Dumy i uprzedzenia" przeczytałam, cudem nie zasnąwszy, ale nie z powodu książki (boska, rzecz jasna, świetne postaci, wstyd, że wcześniej odkładałam ją zawsze na "później"), a z powodu nagłego wybuchu lata. 25st pokazywał termometr Politechniki Poznańskiej, gdy wracałam o 17 z pracy. Ciekawe, że nagle Szanowne Lato sobie o nas przypomniało.. niech zostanie. Nie do września. Może być na zachę.
I tak trochę niespodziewanie pojechaliśmy na obiado-kolację do Gaborów. Ojoj! Pieczony łosoś, zielone szparagi, puree z białej fasoli i pieczarki nadziewane camembertem. Wciąż nie możemy się otrząsnąć po puree- wszystko było pycha, dziękujemy, że i nas czasem ktoś chce nakarmić ;)

Odezwę się później, czekamy właśnie na rodziców Michała.

Utwór na dziś to Los Trabantos "Rabatki". Tematycznie, bo  znowu robię ciasto z rabarbarem ;)