run-log.com

wtorek, 17 maja 2011

Cholerne makarony

 
Przerzucając kanały w tv jakieś 2 miesiące temu, trafiliśmy któregoś dnia na Polsat i program "must be the music", na moment się zatrzymaliśmy. Wyszło na scenę to dziewczę i patrzcie, co narobiło TU. Polska Florence and the Machine! W końcu ktoś robi u nas taką muzykę! Oczywiście poprawkę należy wziąć na to, że dziewczyna wychowała się w Berlinie- to widać i słychać, u nas żadna szkoła, żadne towarzystwo by jej tego nie dało. Skończyła jakaś filmówkę w Berlinie, ale postanowiła jednak grać i śpiewać. Wszystko sama komponuje i nagrywa. Livki w niedzielę grała w Minodze, nie opuściliśmy tego wydarzenia. W jakimś wywiadzie czytałam, że szuka dziewczyn do swojego zespołu i życzę jej tego, bo wtedy pójdzie do przodu- no właśnie. Koncert trochę rozczarował. Oczywiście, że jest bardzo zdolna, ma dobry głos, jest zwierzakiem scenicznym, pióropusze na głowie i dupci, makijaż właściwy jej szalonej naturze, ale jednak każdy utwór był w tym samym rytmie, aranżacje byłyby bogatsze, gdyby więcej osób nad tym pracowało. Naprawdę jej tego życzę- przede wszystkim mam nadzieję, że nasz żałosny (nie tylko muzycznie) kraj jej nie zepsuje, nie zapomni. Nie powinno tak być, skoro Rojek już ją zaprosił na tegoroczny Off Festival- w przyszłym roku na 100% zaproszą ją na Open'era, ale nie wiem, czy Polska jest na nią gotowa. Czy jak zwykle tego nie popsują.
W sobotę oblewaliśmy urodziny Agaty- w skromnym, starym gronie. To było nasze ostatnie takie spotkanie na długo- teoretycznie skończyliśmy studia. Praktycznie: przede mną masa poprawek. Zabrakło w sobotę tylko tych, którzy wychowują dzieci ;)

Oj, jak się nie chciało w niedzielę wyjść na bieg... Mięśnie bolały, zgaga męczyła. Okropności. Ale wlewałam w siebie cały dzień wodę, by jakoś stawić temu czoła.
W najbliższą sobotę wybieramy się na ślub i wesele mojej najbliższej kuzynki. Ponieważ nie będzie tam nikogo z wesela
wrześniowego mojej kuzynki, mam ułatwione zadanie i sukienkę już mam ;) Niestety ostatniej zimy dość poważnie się zaokrągliłam, więc postanowiłam sprawdzić, czy nie będzie tragedii- zachęcona tym, że ostatnio schudłam 3kg, zupełnie nieświadomie. Cóż. przeszła przez głowę i utknęła. Wycofałam się, myśląc, że pewnie nie odpięłam zamka, bo coś takiego w życiu mi się nie zdarzyło. Zamek do końca rozpięty. Wdech, spacer po mieszkaniu na ukojenie nerwów i drugie podejście. To samo.
Słuchajcie, to jakaś katastrofa! Ok, to rozmiar "S", no ale nawet! Na szczęście znalazłam inną, jasną sukienkę. Nawet nie wyglądam w niej jak beza. Ale nie macie pojęcia, jak szybko się przebrałam w ciuchy biegowe. 4,6km w 31:25 min. Nigdy w życiu tak jeszcze nie biegłam, tempo 6:45 na kilometr, a przecież co 4 minuty miałam 1 minutę marszu! Rozciągając się, robiłam już sałatkę na dziś do pracy. Niniejszym rozpoczynam coroczną AKCJĘ BIKINI, która ma na celu zrzucenie kilku kilogramów, nie wolno się jednak głodzić, więc muszę zmienić nawyki żywieniowe, których nabrałam zimą. Oczywiście, że makarony to podstawa w diecie biegacza, ale może jednak nie musimy jeść ich 3 razy w tygodniu....? Magiczna szafka (czekoladki, ciasteczka, inne zapychacze) została zlikwidowana.
Boże, jak ja się zapuściłam. Dramat.
Tak, wiem, niektórzy mają gorzej. Ale ja tak jeszcze po prostu nie miałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz