run-log.com

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Powoli ogarniam (się)

Och, ponad 2 tygodnie minęły od ostatniej notki... wybaczycie? Opowiem, króciutko chociaż. Jak wiecie, mam pracę i właśnie minione 2 tygodnie to czas, który spędziłam w pracy. Jest to dla mnie zupełnie nowy rytm (pobudka chwilę po 6), więc i trzeba było nauczyć się wcześniej kłaść spać (wciąż nad tym pracujemy, ale już w większości przypadków udaje nam się położyć o 23), poza tym po pracy jestem wykończona maksymalnie. Chyba też z nadmiaru emocji.
Nie czytałam od 2 tygodni, nie oglądaliśmy nic poza dwoma odcinkami ostatniej serii "Rodziny Soprano", nie mówiąc o włoskim czy magisterce. Zero wyjść, a jakże. Praca nie jest stresująca, ale jest masa nowych rzeczy dla mnie do nauki, więc staram się skupić tak, jak tylko mogę, by jak najszybciej wszystko ogarnąć, choć powtarzają mi wszyscy, że samodzielna będę za jakieś pół roku... Dużo technicznego nazewnictwa, czasem powtórka z geometrii.. ale daję chyba radę. W pokoju mam 2 przesympatyczne dziewczyny, a w pozostałych pokojach niemniej przyjemni ludzie, którzy zresztą połowę dnia spędzają u nas, ponieważ nasza praca zależy od nich i na odwrót. Nie ma współzawodnictwa, ponieważ w żadnym dziale nie ma kierowników - wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie i nie mamy szans na awans, więc pomagamy sobie, zamiast podkładać nóg - chyba w takiej atmosferze bym nie wytrzymała. Właściwie jest lepiej, niż mogłam sobie wyobrażać, głównie za sprawą ludzi, którzy są bardzo wyrozumiali i ciepło mnie przyjęli do zespołu. Codziennie idę do pracy z uśmiechem, bez niechęci. Cieszę się na weekend, choć traktuję go chwilowo jako przestój w nauce wszystkiego w pracy i możliwość wyspania się.

Z bieganiem jest duży problem, ponieważ od 2 tygodni leczę shin splints znowu w lewej nodze, boli potwornie przy chodzeniu. Nie chcę się o tym rozpisywać, bo jest mi cholernie smutno, że znowu stoję w miejscu z treningami. Nawet o półmaratonie nic nie pisałam... W tygodniu się zbiorę, obiecuję ;)

Od piątku czuję się dopiero na siłach, by coś robić, więc leżę i czytam, z radości, że mam siłę, chęć- chyba powoli wracam ;) Rozglądam się za korepetycjami z włoskiego - macie kogoś z Poznania? Włoch najlepiej, ale niekoniecznie. Spotkanie raz w tygodniu mnie interesuje, 60 minut.

Święta tradycyjnie spędzaliśmy wczoraj najpierw u jednych, potem u drugich rodziców i wieczorem wróciliśmy, by drugi dzień spędzić już razem. Zrobiłam białą pieczoną, żurek i - pierwszy raz w życiu! - pasztet. Z 3 rodzajów mięsa. Jest cudowny! Jedyna rzecz, jaką bym zmieniła, to przyprawy - ostrożnie wszystkiego sypałam, ze względu na brak doświadczenia. Ale z żurawiną czy borówką nawet nie czuć delikatnego braku soli. Jestem naprawdę dumna ;)

Uciekam - czeka na nas wino, Woody Allen, a potem pewnie znowu książka. By the way, wiecie, że te 2 tygodnie bez czytania to najdłuższy czas w moim życiu bez lektury? Połykam teraz słowa, zdania, by się nasycić. I nie mam dość. Życie bez książek jest straszne, nigdy więcej.





1 komentarz:

  1. Gratuluję nowego miejsca pracy:-)))Życzę wiele satysfakcji z nowego zajęcia i udanej współpracy.Bożena

    OdpowiedzUsuń