run-log.com

poniedziałek, 26 września 2011

Rozgrzewka 1.

We wtorek byliśmy tuż przed obroną Michała, więc bieg odpuściliśmy- wstawaliśmy następnego dnia o 4, więc uznaliśmy, że nie musimy. W środę świętowaliśmy, więc nie odrabialiśmy biegu, tylko z (prawie) czystym sumieniem go pominęliśmy. Nadszedł czwartek: praca, obiad, drzemka, House i po 22 oboje wiązaliśmy buty. Niestety zapomniałam wziąć moich "wziewów" i od początku miałam spory problem z oddychaniem, złapały mnie duszności. Ale pomyślałam, że nie może być tak źle i postanowiłam trochę nad tym zapanować- nic by się nie stało, gdybym raz nie pobiegła szybciej, prawda? I pobiegłam jeszcze szybciej, niż w niedzielę, więc gdybym zrobiła inhalacje, byłoby pewnie o 1 min lepiej, ale ok, nie szalejmy. Potrzebuję bodźców do działania- tak już mam. Wracając, zobaczyłam lisa- często spotykamy jeże i lisy na treningach, ale ten był OGROMNY! Więc pomyślałam, że mógłby mnie teraz gonić. I w ten sposób ostatni kilometr znowu przebiegłam na petardzie ;>
Jako że jeden trening mi wypadł w tym tygodniu, stwierdziłam, że nie zaszaleję i pobiegnę w sobotę rano 2,5km, a w niedzielę, zgodnie z planem, 8,4km- ale wieczorem. Rozmawialiśmy w czwartek po biegu o tym, że znowu nie miałam w pierwszych 12 minutach chęci powrotu do domu, że znowu tak dobrze było od początku. Ośmieliłam się stwierdzić, że jestem już "rozbiegana" i może to dlatego, ale Michał powiedział, że raczej chodzi o to, że lepiej biegam po zmroku/w nocy. Coś w tym jest! W ciągu dnia jest okropnie, to jedyna chwila, gdy proszę słońce, żeby sobie gdzieś poszło na te pół godziny... Za to późnym wieczorem, gdy nie ma ludzi... Zawsze mam to samo: wyglądam przez okno o tej 22, otwieram balkon i szybko go zamykam, marudząc, że zimno, następnie pytam Michała "Nie wiem, no, pobiec?", on mi odpowiada, że się boi, gdy biegam sama w nocy itd, ale rozumie, że tak będzie całą zimę. Mhm. Dalej siadam przy komputerze, odpalam jakąś starą reklamę Nike, albo czytam Staszewskiego i w kolejnych 10 minutach już wiążę buty. Muszę sobie po prostu przypomnieć, że nie będzie mi zimno po 3 minutach biegu i że naprawdę to lubię ;) Mimo wszystko jednak kupię sobie gaz na te wieczorne biegi- mam po drodze park, dużo krzaków, malta, trochę lasu czasem. Mogę kogoś niefajnego spotkać, może to być pies, a psów boję się okrutnie. To nas oboje trochę uspokoi (chyba?).

W sobotę te 2,5km jak zawsze były katastrofa- czasowo najlepiej, bo to kwadransik, ale ciężko się biegło. I uwaga- biegłam w dzień, w słońcu ;)
A dziś... Dziś odrabiałam bieg, który wczoraj odpuściłam (dzisiaj miałam egzamin, więc wczoraj byłam spięta i w nastroju zdecydowanie niebiegowym), czyli ten tzw długi 8,4km. No!!! 56 minut! Tempo 6:40 min na kilometr, bosko! Tym tempem biegam krótkie dystanse, a długi bieg ma być zawsze wolniejszy, by nabrać wytrzymałości. To tylko oznacza, że na krótkich się oszczędzam! Ale nie szarżujmy, bo bolą mnie oba kolana, więc znowu mrożę ;( Nie boli po zewnętrznej (czyli tam, gdzie była kontuzja, spowodowana słabymi udami i to mroziłam ostatnimi czasy), tylko z przodu. W ogóle druga połowę biegu czułam, jakbym miała obciążniki na kolanach. Nie wiem, co to, może byłam jeszcze spięta po egzaminie? Mrożenie nie zaszkodzi, a tylko mi przypomina o pokorze. Od razu maratonu nie przebiegnę. Tak czy inaczej jest dobrze, czuję się doskonale, przebiegłam ten dystans bez marszu, choć wysiłek był spory. Ale jestem dobrej myśli ;)

I tu od razu myśl- dlaczego wcześniej nie pisałam Wam o ROZGRZEWCE? To taki 15-minutowy program o bieganiu w naszej poznańskiej telewizji WTK.
 Nie widziałam od początku wszystkich odcinków, więc będziemy je razem odkrywać, ok? Pierwszy dostępny.
Piękna sprawa oglądać w lokalnej telewizji Urbasia , a w ciągu dnia spotykać w parku pod blokiem Artiego ;>
W tym materiale akurat jest o rozgrzewce przed długim biegiem, więc jak znalazł ;) Jak zawsze ciekawe rzeczy mówi dr Marszałek. Człowiek, który o kontuzjach wie wszystko. Dlatego wizyta u niego kosztuje 160zł... Ale podobno działa cuda, gdy boli cokolwiek.

ps. Jestem pronatorem ;> Dlatego nigdy nie pobiegnę w Pegazusach (najsłynniejszy chyba model butów do biegania)- muszę mieć specjalne buty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz