run-log.com

wtorek, 11 października 2011

Almodovar/ Ozon

Dziękuję Ani, naszej przewodniczce w zgłębianiu języka włoskiego za wyciągnięcie nas z domu- w piątek w końcu wybraliśmy się do kina- tym razem na Almodovara. Jego ostatni film "Skóra, w której żyję" wzbudza spore kontrowersje i jak zwykle przy jego filmach utworzyły się dwa obozy odbiorców- tych, którzy uwielbiają i tych, którzy znieść nie mogą. Tych drugich tradycyjnie nie potrafię zrozumieć- uwielbiam Pedro Almodovara. Porusza tematy ZAWSZE ważne, najczęściej związane z naszą seksualnością, transseksualnością, homoseksualizmem, brakiem porozumienia między ludźmi.
Jak daleko można się posunąć w wymierzaniu kary? Czy moralnie dopuszczalne są eksperymenty nad ludzkim ciałem? Wreszcie: dokąd zmierza dzisiejsza medycyna? A zdjęcia... Oboje z Michałem odnieśliśmy wrażenie, że z każdym filmem Almodovar ma lepsze zdjęcia- wciąż nad sobą pracuje. Tym razem zrobił film naprawdę piękny- cudownie się patrzy na te nieprzypadkowe kadry, zbliżenia, kolory. Wszystko jest tak, jak powinno być. Fabuła? Jak to u Almodovara- jazda bez trzymanki. Obejrzyjcie, naprawdę warto. Plus świetny Banderas- dojrzały aktorsko.
Pogoda nie nastraja pozytywnie, dlatego wróciliśmy do oglądania seriali, które przeplatamy z filmami. Ostatnia seria Dextera rozpoczęta, a tymczasem dzisiaj obejrzeliśmy kolejny film Ozona- "Czas, który pozostał".
Cóż, smutny, bo o umieraniu. Troszkę ziewałam, ale nie wiem, czy to nie dlatego, że czuję się dzisiaj paskudnie przez ten deszcz. Ozon trzyma poziom, wciąż cudowne scenerie, piękne zdjęcia, doskonale dobrani aktorzy, scenariusz taki, jak ma być- niczego za dużo, niczego za mało. Wiedziałam, że ten film nie będzie radosny, że mnie przybije, bo kiedy ktoś bardzo młody umiera, to jakoś trudno mi się z tym pogodzić... Ale nie poradzę nic, że nie mam chęci na nic przyjemnego i optymistycznego, gdy brakuje słońca, wciąż mży i wieje. Myślę, że jesień to też dobra pora do nadrobienia Kieślowskiego. Lubicie?

Oczywiście jak tylko pozbyłam się przeziębienia, nastąpił koniec "polskiej złotej jesieni". Leje, wieje, jest obleśnie. W tym czasie nie pozostaje nam nic innego, jak oglądać filmy, czytać książki lub... zapisywać się na kolejny rok nauki w Dante Alighieri ;> Już wkrótce ruszamy, to ostatni rok i już mi z tego powodu smutno, serio. Myślałam o grupie egzaminacyjnej pod kątem certyfikatu CELI 3, ale może w drugim semestrze...? Jakoś nie czuję się na siłach. Wciąż mi się wydaje, że ledwo liznęłam języka, a tu zaczęłam przecież czytać książki po włosku. No nie wiem. Wracam do congiuntivi, żeby zapisać zaległy test w końcu. Żeby Ania uwierzyła, że choć trochę przyswoiłam materiał z kursu C1 ;)
Dzisiaj przypomniałam sobie, jak bardzo lubię utwór Hindi Zahry. Posłuchajcie. Smakowite na jesień, prawda?
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy napisali do mnie, wspierając w poszukiwaniach pracy, szczególnie tym, których chęć pomocy była tak daleka, że nawet padły pewne propozycje. To wzruszające, że większość z Was zna mnie tylko z tytułu tego bloga, a wyciąga rękę, gdy potrzebuję pomocy. Dziękuję! Tak czy inaczej, wciąż rozglądam się za pracą ;)
Parola del giorno:  avere un santo in paradiso- (dosłownie: mieć świętego w raju) mieć znajomego na dobrym stanowisku, w lepszym towarzystwie- kogoś, kto zawsze pomoże , przykład

La situazione lavorativa qui è davvero tragica. Ora lavori solo se hai un santo in paradiso che ti aiuti a prendere un posto



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz