run-log.com

poniedziałek, 24 października 2011

Stupida come un' oca

Zacznijmy od włoskiego, dla odmiany. W piątek byłam na teście kwalifikującym do grupy egzaminacyjnej, przygotowującej do CELI3. Brałam pod uwagę, że może być naprawdę ciężko, ale test był kubłem naprawdę zimnej wody, wylanej na moją głowę. Wiem, że mam duże braki, że nie przykładałam się do gramatyki, że wciąż mam zbyt mały zasób słownictwa i problemy z akcentem- z tego wszystkiego zdaję sobie sprawę. Ale CELI3 to jakiś kosmos dla mnie w tej chwili. Ania powiedziała "może za 1,5 roku". Zdecydowałam jednak, że wrócę do C2, do moich dziewczyn. Na CELI przyjdzie może kiedyś czas. Jeszcze za wcześnie. Nie przeskoczę w kilka tygodni wszystkich braków, udając, że ich nie ma, a nie mam złudzeń, że nadrobię to tak szybko. Oczywiście wróciłam do domu przybita, powtarzając sobie jednak, że to nie koniec świata, no ale jednak... czy ja w ogóle mówię po włosku? Nie wiem, do dzisiaj nie wiem.

W sobotę wybiegałam swój brak włoskiego, przygotowałam jedzenie na imprezę poślubną, no i pojechaliśmy świętować ślub Justyny i Johnnyego. Było bardzo miło ;) Nie lubię wesel, lubię imprezy poślubne, na luzie.
Większość z nas była w jeansach i adidasach, dzięki czemu nawet potańczyłam ;)

A w niedzielę nabiłam kurczaka na butelkę. No nie wiem, miał być pyszny, wyjątkowy i w ogóle, a wyszedł,jak zwykle, gdy piekę. Podlewałam piwem i w ogóle. Poza tym wybaczcie, że taki blady, ale piekłam 2,5h (ważył 2kg), uznałam, że 1kg to 1h pieczenia, bo tak się wieki temu przyjęło, a nie chciałam za długo trzymać, by nie był suchy. Nie mamy termoobiegu, może dlatego taki blady? W rzeczywistości wyglądał lepiej. Do tego podałam pieczone ziemniaczki.
W ogóle 2 drinki za dużo wypiłam w sobotę i cały dzień był w plecy... Nie lubię tego, a my się naprawdę rzadko upijamy, bo szkoda nam tych następnych dni. Ale do brzegu... W piątek wygrałam karnet na niedzielne filmy w ramach Kuchnia+ Food Film Festival... Uwierzycie, że nie skorzystaliśmy? Dupy z nas, blade, jak ten kurczak. Ale po prostu nam się nie chciało. Za to obejrzeliśmy w domu "Słodkie jutro" Atoma Egoyana z 1997 roku, od dawna do nadrobienia. Lubimy taki klimat tych małych amerykańskich (bądź kanadyjskich) miasteczek, do 10 tysięcy mieszkańców, często skutych lodem przez większość roku. Zawsze jakaś tajemnica, mroczny klimat, milczące porozumienie mieszkańców. Oczywiście mistrzostwem świata gatunku jest "Dogville" Triera z rewelacyjną Nicole Kidman. A następnie "Fargo" Coenów. Ale mimo wszystko obejrzyjcie "The sweet hereafter", jeśli macie możliwość. Mroźny klimat, ale warto.
A w czwartek idziemy na "Pinę" Wima Wendersa do Kina Rialto na 19. Właśnie w czwartek, bo mają wtedy promocję i bilet na film 3D kosztuje 19zł, pomyślcie. Opinie o filmie są aż miażdżąco doskonałe. Może ktoś ma chęć iść z nami?


Parola del giorno: l'oca- gęś, przykład:

Nel laghetto al parco ci sono tre oche bellissime



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz