run-log.com

środa, 21 marca 2012

Mam pracę 2!

Ta historia jest naprawdę warta opowiedzenia. Bo ja wciąż się szczypię. No nie wierzę!

Jak wiecie, byłam na szkoleniu w firmie E.której pracownicy zaproponowali mi współpracę. Pisałam, jak było miło, jacy sympatyczni ludzie i dość luźna atmosfera?
Poprzedni post został napisany w piątek wieczorem - celowo. Czekałam cały dzień na telefon z GS. W sobotę pomyślałam, że skoro piątek był taki piękny, to może pan dyrektor zrobił sobie wolne i zapomniał - też bym zapomniała pewnie, gdy takie słońce zawitało do naszego smutnego kraju.
O ile w poniedziałek jeszcze liczyłam na telefon i ładowarkę miałam pod ręką, to we wtorek przestałam.  Kupiłam sobie chlebek razowy do E., tshirty i trampki, żeby było swobodnie i luźno,  na rowerze do pracy oraz w biurze skoro tak można. Dzwoniłam nawet, by przypomnieć, że będę, Smutno mi trochę było, bo to jednak poniżej moich zawodowych kwalifikacji (nie mam specjalnych zdolności ani kursów, no ale 4 lata samodzielnie prowadziłam zewnętrzne biuro bardzo dużej firmy), bardzo mało płacą, ale pomyślałam, że skoro jest tak źle na rynku pracy, trzeba to przeczekać i trudno. Korony jeszcze nie mam, to mi nie spadnie z głowy ;)

Wino nawet kupiłam, żeby się zrelaksować przed pierwszym dniem w pracy, film chcieliśmy obejrzeć z Michałem jakiś lekki, bym miała spokojny sen. Położyłam się dosłownie na kwadransik, by po całodziennej jeździe rowerem w wietrze odpocząć. A tu telefon dzwoni. Wyskakuję z łóżka, bo telefon ładowałam na drugim końcu pokoju i mruczę pod nosem "Tata zawsze dzwoni, gdy się położę". A tu numer, który wydał mi się znajomy, ale nie chciałam uwierzyć. We wtorek? O 19?
A pan dyrektor dzwoni, że im się rekrutacja przedłużyła i czy jest szansa, żebym lekarza załatwiła w tym tygodniu, by już zacząć pracę w najbliższych dniach. Najpierw usiadłam. Poszłam do drugiego pokoju, do Michała. Upewniłam się, że rozłączyłam się z moim przyszłym szefem i potem już skakałam. Pijana ze szczęścia byłam ;)
Koordynatorka w firmie E. niepocieszona, no ale myślę, że szybką znajdą godnego następcę, taka niezastąpiona to ja nie jestem w końcu ;)

Byłam dziś w firmie po papiery, jutro szkolenie BHP, w piątek lekarz, po którym jadę prosto do pracy, na mój pierwszy dzień. Aj!
Kupiłam już sobie kubek. W truskawki. Niech przyniosą mi szczęście. Chociaż... potrzebuję? Trochę zawsze, ale ostatnio mam go nadmiar, aż się upijam. Przyznam się do czegoś. Od czwartku żyję inaczej, pierwszy raz w tym roku. Nie przesadzam. Wiedziałam, że tamta praca nie będzie na długo, ale nie miałam problemu ani krzywej miny na myśl, że muszę tam iść. Cieszyłam się, że coś jest, że będzie normalny rytm życia pracującej Majki. I zaczęłam się cieszyć ze wszystkiego, tak jak zawsze, tylko zapomniałam, jak to jest - w ostatnich prawie 3 miesiącach. Byłam w tym okresie bardzo spięta, nerwowa, odizolowaliśmy się z Michałem od znajomych, nie mieliśmy ochoty nigdzie wychodzić. Martwiliśmy się trochę, chociaż ja jak zawsze bardziej i jak zwykle trochę dramatyzowałam. Mam takie skłonności, trudno. Nie uwierzylibyście, jak cudownie i lekko się czuję od kilku dni. I teraz pomyślcie, że na to wszystko na dokładkę dostałam jeszcze pracę w tym francuskim koncernie. Można się upić ze szczęścia, prawda?
I nie mówcie, że szybko znalazłam pracę, że większość szuka 4-7 miesięcy. Znam te statystyki. Dla mnie te 2,5 miesiąca były najdłuższymi, jakie sobie przypominam. A teraz... tylko czekam, jak zaczną dzwonić następni ;)

Odezwę się po pierwszym dniu w pracy, czyli w weekend. Życzcie mi powodzenia. Żeby byli ludzie, z którymi można się dogadać. Nie musimy się kochać, ale żeby było po ludzku w pracy, mniej więcej normalnie. Reszta się ułoży. A! Będę najprawdopodobniej w pokoju z druga nową dziewczyną. Może się zgodzi na Radio Pin? Trójka tez może być. Reszta już gorzej. Ale...najwyżej się dogadamy! ;)

Słucham ostatnio na okrągło nowej płyty Bruca Springsteena i Dillon. Pierwszy zaskakuje, że w tym wieku nagrał jeden ze swoich najlepszych albumów. Druga tak urzeka, że.. posłuchajcie sami. Tu i tu. Kocham!



3 komentarze:

  1. Gratuluję! Cieszą takie wieści, zwłaszcza, że sama znam Twój poprzedni stan. Od początku roku chodzę nerwowo po pokoju czekając na telefon z zaproszeniem na rozmowę w sprawie pracy. Może i u mnie się odmieni.. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję!
    Bruce był dziś ze mną na bieganiu :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ;)
    Bruce jest świetny, pierwsze przesłuchanie było dziwne, bo nie lubię nic w stylu irish, ale jak ta płyta dalej się rozwija! No i każde kolejne przesłuchanie to już był koniec, czułam, jak wsiąkam. Zawsze miałam do niego słabość, hehe.

    Obado! Ja też się naczekałam i nakrzyczałam na telefon, że nie chciał dzwonić. Cierpliwości, kochana!

    OdpowiedzUsuń