Wróciłam do planu pod maraton, jednak trochę go zmodyfikowałam. Ci co go znają ze strony bieganie.pl, wiedzą, że treningi odbywają się 4 razy w tygodniu. Dla mnie to za dużo, wtedy jestem zbyt narażona na kontuzje, dlatego przez około 3 miesiące będę biegać 3 razy w tygodniu, a następnie dorzucę czwarty bieg, bardzo krótki, sobotni. Trudno, widocznie muszę się trochę nabiegać, by była większa ilość treningów w tygodniu. Po przerwie spowodowanej kontuzją oraz tygodniem na rozbieganie się, wróciłam do planu:
2.Tydzień planu 24- tygodniowego maratonu dla początkujących:
wtorek - 5 km
czwartek- 5 km
niedziela - 7,6 km
Razem: 17,6 km
Wtorek - 5km: 1km rozgrzewki + 3km treningu właściwego + 1km schłodzenia. Tempo 6:12 min/1 km.
Za szybko, chociaż wydawało mi się, że biegnę wolno. Za późno wyszłam z domu do lasu (8:20), o tej godzinie jest już naprawdę gorąco. Bieg trudny, było mi jakoś ciężko, ogólnie. Michał też nieswój od rana, więc może ten nagły przypływ 28st nas wykańcza? Ale trening zrobiony, po nim jak zawsze część z ćwiczeń Kledzika i brzuszki, do tego solidne rozciąganie. Chciałabym robić dłuższe treningi, ale muszę pamiętać, by w tych pierwszych tygodniach przyrost przebiegniętych kilometrów wzrastał o ok 10% tygodniowo. Przecież jestem na samym początku, a chcę zbudować solidną bazę. Od tego naprawdę zależy wszystko to, co będę miała jesienią - szybkość, wydolność i brak kontuzji.
Czwartek - 5km: 1km rozgrzewki + 3km treningu właściwego + 1km schłodzenia. Tempo 6:20 min/1km. Wciąż za szybko, choć cały czas miałam wrażenie, że człapię, ale może to dlatego, że biegłam przed 8 i mimo solidniejszej rozgrzewki niż przy biegach wieczornych, mięśnie są trochę zaspane... Chociaż, czy to nie przypadkiem moja głowa? W niej się przecież wszystko zaczyna i kończy. Inna rzecz, że ranki są naprawdę gorące, słońce pali niemiłosiernie. Z podziwem spoglądam na biegaczy w okolicach godzin popołudniowych. Po biegu seria ćwiczeń i rozciąganie, powolne, dokładne. W końcu nigdzie się nie spieszymy w trakcie weekendu majowego.
Po tym treningu trochę czułam shina, więc wróciłam do codziennych ćwiczeń. Oby pomogły.
Niedziela - 7,6km: 1km rozgrzewki + 5,6km biegu ciągłego + 1km schłodzenie. Tempo 7:10 min/km. Starałam się bardzo wolno i się udało :) Ten ostatni bieg ma być bardzo wolny, tak wolny i nie męczący, że po nim powinniśmy mieć uczucie, że moglibyśmy przebiec jeszcze 10km. Powiedzmy, że czułam, że na pewno 5 jeszcze bym dołożyła. Oddech: jak zawsze miałam problem do 3km, ale zwalniałam jak tylko się dało i potem było pięknie, nawet nie było zadyszki, tylko spokojny, równy oddech. Pamiętajcie, że ten trening ma nas przygotować do długiego wysiłku, jakim jest maraton, więc nie spoglądajmy na zegarek podczas niedzielnego biegu.
Trochę czułam shina, ale zrobiłam ćwiczenia, masaże, mroziłam, powtórzę wszystko wieczorem, jutro też 2 razy i tak dalej, aż do skutku. Nie dam się.
Czwartek - 5km: 1km rozgrzewki + 3km treningu właściwego + 1km schłodzenia. Tempo 6:20 min/1km. Wciąż za szybko, choć cały czas miałam wrażenie, że człapię, ale może to dlatego, że biegłam przed 8 i mimo solidniejszej rozgrzewki niż przy biegach wieczornych, mięśnie są trochę zaspane... Chociaż, czy to nie przypadkiem moja głowa? W niej się przecież wszystko zaczyna i kończy. Inna rzecz, że ranki są naprawdę gorące, słońce pali niemiłosiernie. Z podziwem spoglądam na biegaczy w okolicach godzin popołudniowych. Po biegu seria ćwiczeń i rozciąganie, powolne, dokładne. W końcu nigdzie się nie spieszymy w trakcie weekendu majowego.
Po tym treningu trochę czułam shina, więc wróciłam do codziennych ćwiczeń. Oby pomogły.
Niedziela - 7,6km: 1km rozgrzewki + 5,6km biegu ciągłego + 1km schłodzenie. Tempo 7:10 min/km. Starałam się bardzo wolno i się udało :) Ten ostatni bieg ma być bardzo wolny, tak wolny i nie męczący, że po nim powinniśmy mieć uczucie, że moglibyśmy przebiec jeszcze 10km. Powiedzmy, że czułam, że na pewno 5 jeszcze bym dołożyła. Oddech: jak zawsze miałam problem do 3km, ale zwalniałam jak tylko się dało i potem było pięknie, nawet nie było zadyszki, tylko spokojny, równy oddech. Pamiętajcie, że ten trening ma nas przygotować do długiego wysiłku, jakim jest maraton, więc nie spoglądajmy na zegarek podczas niedzielnego biegu.
Trochę czułam shina, ale zrobiłam ćwiczenia, masaże, mroziłam, powtórzę wszystko wieczorem, jutro też 2 razy i tak dalej, aż do skutku. Nie dam się.
Szczególnie, że zapisałam się dzisiaj na bieg w sąsiedztwie mojej rodzinnej wsi, II Bieg o Koronę Dąbrówki. Mam 3 tygodnie na przygotowanie się do biegu 10km, który dzisiaj pobiegłabym pewnie w czasie 65-68 minut, a moim celem jest złamać 60 minut. Nic na wariata, bo w czerwcu będzie półmaraton w Grodzisku, więc tę 10tkę chcę pobiec spokojnie, no ale skoro to mój pierwszy start na tym dystansie, to zależy mi na tym, by pobiec 59min 59 sek ;)
Wczoraj znowu 37km rowerem - byliśmy u rodziców Michała (u moich tydzień temu, też na grillu, też rowerem, ten sam dystans, ale rozbity na 2 dni i w większym upale) i wyobraźcie sobie, że wieczorem przy rozciąganiu, poczułam mięśnie ud! Cieszę się, że w końcu coś czuję, to oznacza, że żyję i moje ciało czasem ma dość :) Piszę o tym, bo ostatnio biegam krótkie dystanse i naprawdę nic nie czuję następnego dnia, jakbym w ogóle nie biegła. Oczywiście należy się z tego cieszyć, ale lubię czuć, że zrobiłam solidny trening.
Na obiad uzupełnienie węglowodanów, czyli risotto alla milanese (oczywiście bez szafranu...), a na deser... no chyba zasłużyłam na szarlotkę? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz