run-log.com

niedziela, 19 maja 2013

Reisefieber

Pakujemy się.

Jutro w okolicach południa ruszamy do Warszawy. O 19 będziemy na miejscu i wpadniemy do Agaty na obiad i kawę. O północy będziemy w drodze ze stolicy do Rzeszowa, do którego dotrzemy w okolicach 5 rano. Następnie przesiądziemy się na PKS, który dowiezie nad do Lutowisk, a stamtąd zabiorą nas gospodarze naszego noclegu, którzy są tak mili, że po nas wyjadą :) Dojazd średni, ktoś powie, ale jeszcze raz sprawdziłam nasze bilety i cena naprawdę zachęca do przesiadek i takiej wyprawy: do Warszawy jedziemy za 15zł. Dalej do Rzeszowa z W-wy za 10zł. PKS mamy za... 35zł :))))

Pierwszy raz od kilkunastu lat nie jadę do Włoch na wakacje, dlatego nie do końca czuję, że mam urlop. Dziwne, ale po prostu przed wyjazdem za granicę jest sporo załatwiania różnych rzeczy na kilka tyg. przed, a w Bieszczady zaczęliśmy pakować się wczoraj i robić w ogóle jakąś listę i właściwie w 80% jesteśmy spakowani. Poza tym to pierwszy wyjazd, na który nie biorę sukienek, japonek i lakieru do paznokci. ;) Zawsze mam tego niewiele, ale tym razem w ogóle.

Bajka weszła w kadr ;)

Sporo koszulek, kilka polarów, długich luźnych spodni, krótkich, sporo skarpet (do biegania, do chodzenia, na zmianę, gdy do chodzenia zmokną jakimś cudem, na wieczór - gdy już wrócimy), 2 książki + przewodnik, zapas suszonych owoców, płatków owsianych, żele na bieg. Do tego to, co zawsze, czyli jakaś toaleta. I tyle. Nie wspominam o wszystkim do biegania, bo nie uwierzylibyście, jak dużo tego bierzemy. 

Mam nadzieję spotkać wilka, żbika, niedźwiedzia, jelenia, puchacza. Ale z daleka. Żmije niekoniecznie, bo nie mamy wysokich butów. Może uda mi się zjeść pstrąga z gospodarzami?

Już się nie mogę doczekać! O 5 będzie przebudzenie - Michał będzie wstawał na bieg, ja troszkę później, bo będę biegać krócej i mniej, niż on. A trzeba wcześnie, by o jakiejś rozsądnej godzinie wyjść na szlak. Chcemy sporo przejść, ale jak będzie, to się okaże.
 
To tak naprawdę nasz pierwszy wyjazd w polskie góry, wspólny. Zawsze Włochy czy okolice (dalsze jak Grecja), na polskie góry nie było już czasu, urlopu i kasy. A w tym roku oszczędzamy, więc w końcu Bieszczady, o których skrycie marzę od lat. Obiecujemy rozsądek jako niedoświadczeni turyści górscy ;)

Nie sądzę, żebym miała tam dostęp do internetu, więc do przeczytania po powrocie! Zresztą jesteście przyzwyczajeni, że ostatnie piszę co 10 dni z powodu braku czasu... :)


4 komentarze:

  1. moment, kiedy po żmudnym wchodzeniu lasem, wychodzisz na połoninę, jest po prostu bezcenny... cudownie jest w Bieszczadach. Fakt, że dojazd to niezła przygoda (ja dojeżdżałam z Gdańska zawsze :D), ale wysiłek wart sprawy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na ten moment właśnie! :)
    Z Gdańska! Lepiej, niż my! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W moje strony! Zazdrość. Dwadzieścia lat życia w Bieszczadach, a ja dalej nienasycony. Udanej pogody Wam życzę, no i czekam na relacje i foty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Będziemy w Dwerniku, pozdrowimy Bieszczady od Ciebie ;)
    Foty... Bez aparatu się nie ruszamy, oczywiście!

    OdpowiedzUsuń