
Wychodząc w piątek do Proletaryatu, by opijać licencjat Wojtka, nie spodziewałam się, że spotkam tam panią Beatę z włoskiego, która razem z mężem i znajomym się tam bawiła.. ;) Miło ;) Tak czy inaczej, gdy dotarliśmy, Wojtek już był na tyle rozluźniony piwem, by ponowić propozycję wypadu rowerowego w niedzielę. Mikołaj też się zapisał na naszą wycieczkę, więc w sobotę, przy okazji zakupów, kupiliśmy książeczkę ze szlakami rowerowymi w okolicach Poznania i przykładowe 24 wypady i postawiliśmy na "Wielkopolskiego Big Bena", skróconego, bo tylko do Uzarzewa, za Swarzędzem. Generalnie chcieliśmy trasy długości ok. 30-35 km. Do samego Uzarzewa nie dotarliśmy, bo nie skręciliśmy, gdzie trzeba, ale chyba było nawet ciekawiej- dotarliśmy do Wierzenicy, Bogucina, Gruszczyna, Janikowa, z krótkim odpoczynkiem nad Jeziorem Swarzędzkim i drugim gdzieś;)) Razem z dotarciem do domu dla nas to było 37,5km, więc plan wykonany. Tyłek poobijany, nogi trochę czułam- chłopcy przewieźli mnie po niezłych górkach... Trochę za szybko dla mnie, ale może to kwestia początku sezonu? Tak czy inaczej wszystko się udało, nawet lepiej, niż się spodziewałam i nawet mój murzynek z zakalcem smakował! ;) Wróciłam wykończona i cieszyłam się, że obiad zrobiony (kurczak) i mogę iść spać na 2h ;) A kura wyszła bardzo ok! Tylko za późno ją przyprawiłam i nie zdążyła "przejść", ale w niedzielę była dużo lepsza, jak wszystko następnego dnia, hehe. Jednak zrobiłam normalną, tradycyjną, pieczoną z jabłkami i cebulką w środku. Następna będzie albo nabita na butelkę od piwa, albo duszona w pomidorach, macie jakieś doświadczenia w tej kwestii?
Za 2 tygodnie bierzemy Susły z nami (tak! już są w naszym Gaborowym Gangu Rowerowym!), może tym razem kierunek: Puszczykowo czy Kórnik? Zobaczymy, zobaczymy. Trzeba by trochę tyłki przygotować..a nie ma kiedy, bo albo zimno (5st rano nie zachęca do jazdy rowerem) albo wieje (30km/h), także więcej ostatnio biegam, niż jeżdżę, chociaż 300km na liczniku stuknęło w tym sezonie ;) Nie jest jeszcze tak, jak planowałam (400km w miesiącu- w tym powinnam dociągnąć do 300 zaledwie..), ale pogoda, jak wspominałam, nie sprzyja. Poza tym jestem ospała, zmęczona, często zniechęcona- jak zawsze w kwietniu, to chyba jednak przesilenie wiosenne, heh. Bo śpię zdrowo- minimum 7h na dobę, żadnych problemów z bezsennością, odkąd mieszkamy razem, a do tego sen mocny, twardy i każdego ranka budzę się, pamiętając wszystkie sny- rany, ile tu nam się śni! Czy to kwestia nowego miejsca, czy 8. piętra może? Zaczęłam się zastanawiać, czy nie spisywać tych snów, jak Japończycy.
ja też mam jeszcze jedną chętną parę do jeżdżenia, więc chyba będziemy musieli powoli tworzyć drużyny i się ścigać :]
OdpowiedzUsuńa co do snów, to spróbuj to
http://www.swiadomesny.pl/
zapisywanie snów może jak najbardziej pomóc w opanowaniu tej jakże ciekawej umiejętności kontrolowania własnych snów :D
a czy my też możemy jechać z wami???
OdpowiedzUsuńhaha! będzie wyprawa pod patronatem bike Parku?! ;) Ja nie chciałam Was angażować, bo byście jeździli wokół nas, by nie zasnąć...ale jeśli chcecie, to zapraszamy ;))
OdpowiedzUsuń