AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Moja radość jest tak wielka, że wciąż tańczę! Zbierałam się, odkładałam, bo przecież od poniedziałku już miałam to zrobić, ale po powrocie z pracy, niemal od razu kładłam się spać- straszny tydzień, który powoli dobiega końca- zwieńczeniem będą 4 egzaminy, które są na 90% przyczyną mojego stanu psycho-fizycznego (miałam już przez 3 dni drętwienie lewej ręki i takie różne, jak to w czasie sesji). Anyway, skoro ostatnio biegłam w niedzielę, postanowiłam, że dzisiaj choćby nie wiem, co, pobiegnę, spróbuję, najwyżej się nie uda.Ruszyłam, biegło mi się od samego początku fatalnie, nawet myślałam o tym, by zawrócić, od 3. minuty spoglądałam co chwila na zegarek, myśląc, w którym momencie przerwać. Gdy zobaczyłam, że kończy się 8.minuta, wiedziałam już, że nie uda mi się przebiec Malty (5,3km), więc postanowiłam zawrócić około 12., przejść do marszu i później znowu ruszyć, a 30 minut biegu bez przerwy zrealizować następnym razem. W końcu nic na siłę. Zawróciłam, oddech wrócił do stanu mniej więcej ludzkiego i...pomyślałam, że mam jeszcze trochę siły, więc może będę biegła do momentu, aż naprawdę poczuję, że to kres sił. I tak zrobiła się 17.minuta, a aj wciąż biegłam, uśmiechając się coraz szerzej, bo zbliżałam się do 2/3 planu. Około 20.minuty zrozumiałam, że gdzieś w okolicach 12.minuty poczułam tzw, "drugi oddech", który u biegacza polega na tym, że wydaje nam się, że już koniec, ani minuty dłużej i nagle czujemy przypływ sił, oddech się uspokaja i biegniemy szybciej, lepiej, pewniej, dłużej. Michał mi opowiadał, że miał to kilka razy około 10.kilometra, więc nie przypuszczałam, że poczuję to wcześniej!
Od tej 20.minuty wiedziałam, że dam radę, więc śpiewałam po drodze i biegłam z wielkim bananem, uważając, by nie pobić rekordu prędkości na tej trasie- ze szczęścia, hehe.
Dałam radę, a czułam, że jeszcze co najmniej 10 minut mogę przebiec, to niesamowite! 30 minut wcześniej nie wierzyłam, że się uda, ale okazało się, że ten 6-tygodniowy plan Pumy na stopniowe zwiększanie wydolności płuc naprawdę ma sens!
Jestem absolutnie szczęśliwa- jutro rano zmierzę trasę, jadąc tamtędy rowerem do pracy, mam nadzieję, że będzie 4,5km. A teraz kończymy arbuza i idziemy spać (Michał pęka z dumy;)). Będę śniła o moich butach. I o kolejnym celu- 10 km. Brrrr, brzmi strasznie.
Ale jeśli dałam radę 5..;) i wiecie co, po powrocie od razu zadzwoniłam do ojca (sportowiec, kulturysta), pochwalić się swoim wyczynem. Tata chyba nie wierzył, że w końcu mi się uda, zna mój słomiany zapał do wszystkiego. Fajnie usłyszeć, że jest naprawdę dumny. Chciałabym do wyjazdu do Grecji (7. września) przebiec 10km w 60 minut. Trzymajcie kciuki. 2-3 razy chcę teraz pobiec te 30 minut, aż okrążę w tym czasie Maltę, a następnie będę zwiększała stopniowo.
Na zdjęciu moje buty. Chyba zaśniemy z nimi, hehe ;)
EDIT: zmierzyłam trasę. 3,8km. Cóż, pocieszam się myślą, że większość ma 3,6km w swoich pierwszych 30 minutach ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz