Och, spędziłam sobotę lepiej, niż mogłam sobie nawet wyobrażać. Upał nam nie straszny, nawet w okolicach 30stopni, spotkałyśmy się u Mirki na naszej pierwszej wakacyjnej La Festa Italiana. Dotarła tylko trójeczka- z Elą i panią Beatą, a później żałowałam, że nie wyciągnęłam moich 3 czytelniczek- dziewczyny też żałowały, bo chętnie by poznały. Tak czy inaczej słów mi troszkę brakuje zawsze, gdy mam pisać o ludziach tak wspaniałych, jakimi są Mirka i jej mąż Piotr- tak ciepłych, gościnnych, otwartych i dobrych. Tak... włoskich ;)
Mirka przygotowała doskonały chłodnik litewski, Ela odświeżającą sałatkę nicejską i tradycyjną caprese, pani Beata przyniosła wyborne, jeszcze ciepłe ciasto angielskie, do którego idealnie pasowało bita śmietana, a ja zrobiłam sałatkę z kraba i selera naciowego. Poza tym wino, wino, wino ;) A należy zaznaczyć, że jedzenia było tyle, że dosłownie się wytoczyłam od Mirki.
Oj, Mauro ma czego żałować, zdam mu zresztą il rapporto po włosku, katując go opisem wszystkiego, co go ominęło, ale tym razem obowiązki służbowe mu nie pozwoliły ucztować z nami. Mirka, animatorka, od której wiele muszę się jeszcze nauczyć, przygotowała konkurs po włosku na rozpoznanie idiomów- nawet nagrody przewidziała! Ach, to złoty człowiek, anioł, uwierzcie. Michał był akurat w Łodzi, więc Piotr nie miał męskiego towarzystwa, ale myślę, że też miło z nami spędził czas. W domu byłam po północy, uwierzycie? Pojęcie czasu jest bardzo względne, kiedy przebywamy z tak wspaniałymi ludźmi. Bardzo dziękuję i zapraszam do siebie na kolejną imprezę ;)
Felliniana- jednak byliśmy w czwartek, zamiast Antychrysta. Nie wiem nawet, jakie recenzje zebrało to przedstawienie, ale nam się bardzo podobało- różnorodne, świetni ludzie, każdy epizod nawiązywał do dzieła FeFe, poza tym rewelacyjne, na najwyższym poziomie, przejścia z jednej sekwencji do kolejnej. Fajny teatr, muszę do nich napisać, jak tylko ogarnę sesję.
Poza tym Komorowski wygrał wybory. Uff.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz