run-log.com

czwartek, 19 sierpnia 2010

Świat mi sprawia przyjemność

Często chcę się podzielić czymś, co czytam. Dzisiaj spisałam dla Was kawałek. Nie jestem fanką Tokarczuk. Czytam ją, by być na bieżąco z polską literaturą, no i jest zjadliwa, a polska literatura rzadko taką dla mnie jest. Nie mam na myśli, oczywiście, mojego mistrza, Jarosława Iwaszkiewicza, to absolutny wyjątek. I jeszcze kilka się znajdzie, jak np. Prus.

Fragment "Domu dziennego, domu nocnego" Olgi Tokarczuk:

"(...) Myślałam o słowach, które są niesprawiedliwe pewnie dlatego, że wyrastają z nierówno i niechlujnie podzielonego
świata. Co jest żeńskim odpowiednikiem słowa "męstwo"? "Żeństwo"? Jak nazwać w kobiecie tę cnotę, żeby nie przekreślać jej płci? Nie istnieje żeński odpowiednik słów "Starzec" czy "mędrzec". Stara kobieta to staruszka lub starucha, jakby w starzeniu się kobiet nie było żadnej dostojności, żadnego patosu, jakby stara kobieta nie mogła być mądra. Co najwyżej można powiedzieć o niej "wiedźma" i zaznaczyć, że pochodzi od "wiedzieć". Ale i tak będzie to obraz złośliwej staruchy o obwisłych piersiach i brzuchu niezdolnym do rodzenia, istoty szalonej ze złości do świata, choć potężnej. Stary mężczyzna może być mądrym i dostojnym starcem, mędrcem. Żeby powiedzieć coś podobnego o kobiecie, trzeba kluczyć, omawiać, opisywać- stara mądra kobieta. A i tak brzmi to na tyle podniośle, że staje się podejrzane. Ale najbardziej niepokoi mnie słowo "usynowić", bo nie istnieje "ucórzenie". Bóg usynowił człowieka.(...)".
Skoro już przy polskiej literaturze jesteśmy- dopiero skończyłam "Jadąc do Babadag" Andrzeja Stasiuka, a już Radio Merkury zaserwowało nam wywiad z pisarzem; fajnie, dość niecodziennie mówi o podróżach, posłuchajcie TU. "Świat mi sprawia przyjemność"- mnie też ;)
A jutro wieczorem panieński psiapsióły z podstawówki. Będzie dużo tequili, dużo wódki, a później w modnym klubie, w  wynajętej sali zaprezentuje się opłacony przez nas streaptizer. Nie z mojej inicjatywy. Nie wiem sama, czego się spodziewać, bo jeszcze nie byłam na takiej imprezie, ma nas być sporo.Bo ja bym chciała chyba inny panieński. Po prostu rundka piwno-tequilowo-mohjitowa  po fajnych miejscach, babski wieczór. Rozmowy o życiu i seksie. I do domu. Wiem, wiem, ten wynajęty pan to ma być taki element imprezowy i zabawny- moda, która nie chce przejść. Eeeee tam. Ja jestem nudziarą jednak. Chyba dobrze się napiję, zasnę w kącie i otworzę jedno oko, gdy już będą widoczne zgrabne pośladki wygimnastykowanego pana. Kiedy już wyprawimy Monikę do ślubu, wrócę do domu, do ciepłego łóżka, w którym będzie czekał na mnie pan, którego pośladki lubię najbardziej. A nie żadnego streaptizera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz