Pogoda typowo poniedziałkowa, ciągnie się od wczoraj- naprawdę ohyda, wczoraj cały dzień deszcz, obleśne powietrze. Do tego stopnia, że zrezygnowaliśmy z wyjścia do kina (promocja w Apollo, jak co poniedziałek, tym razem średnio zachęcająca. Bo "Essential killing" naprawdę nie ma świetnych recenzji, chociaż myślałam, że jednak to zobaczymy). Nie chce się do kina w taką pogodę wybrać, o lodowisku nie wspominając. Dziś lepiej, bo bez deszczu, ale trochę słońca by się przydało..
W niedzielę, ilekroć chciałam wyjść na trening, padał ulewny deszcz, więc ostatecznie odpuściłam i ćwiczyłam trochę na steperze+ rozciąganie. Wczoraj podobnie, a dzisiaj już się nie dałam! Muszę przyznać, że wyjście z domu w spodniach dresowych i bluzie jest dla mnie nie lada wyzwaniem przy temperaturze +5, ale to kwestia przełamania się, uwierzcie. Rzeczywiście nie jest zimno po 3-4 minutach biegu, ale czapka, rękawiczki i coś na szyję obowiązkowo trzeba mieć! Ratuje mnie bluza z takiej specjalnej pianki, którą pożyczam od Michała- nie przepuszcza powietrza, więc jest w niej baaardzo ciepło. Wkrótce będę musiała kupić sobie taką dla siebie (żaden majątek, bo ok 60zł, a można w niej biegać nawet przy temperaturach minusowych). No i długie spodnie, bo biegam w 3/4. I tyle, bo buty dobre na szczęście mam. Ale uwaga, biegam w nich z przerwami prawie 2 lata, więc po półmaratonie (tylko którym?!) będzie raczej już czas na nowe. Z tego, co pamiętam, są "zaprogramowane" na przebiegnięcie 3000km, więc pewnie jeszcze jakieś 2 lata ;). A jeśli się uda zdobyć poznański, to pewnie się rzucę i na grodziski maraton w czerwcu.
Dzisiaj już 2,5 km, wciąż przeplatam z marszem, ale stosunek wynosi 80% biegu, reszta marszu. Czas marny, więc się nie chwalę, na razie trenuję wytrzymałość w ogóle i przyzwyczajam płuca, a później pomyślimy o tempie, ale marzę o 7minutach na kilometr. To by dało 2,5h na cały półmaraton. Ale o tym pomyślimy raczej w lutym, nie prędzej.
A na koniec... Zrobiłam się ostatnio sentymentalna, że aż strach. Dlatego przeglądam stare zdjęcia, wspominam książki i filmy, do których dawno nie wracałam. I znalazłam. Nie każdy z Was wie, że Majka długo paliła (aż 7 lat!) i że nosiła dready (3 lata!). No i... wiecie, jak bardzo kocham Sycylię? Tak bardzo, że jej słoneczko wytatuowałam sobie za młodu na plecach.
Ciao, ciao ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz