run-log.com

sobota, 27 listopada 2010

Merda bianca!

Nawet sobie nie wyobrażacie, jak nie chciało mi się wczoraj iść na włoski- ale przy takiej pogodzie to chyba dość zrozumiałe? Wiedziałam jednak, że iść powinnam, bo Ania zapowiedziała na dzisiaj passato remoto- miałyśmy ten czas już z Mauro na B2, ale chorowałam wtedy czy coś i opuściłam kilka lekcji stąd, więc pojęcie o nim mam dość blade. Wiem, o co chodzi, ale czasowniki odmieniam w nim na zasadzie strzałów w tablicę, zawieszoną na bardzo oddalonej ścianie. No i nie poszłam ;(

Kiedy przedwczoraj ruszałam na trening, nie wiedziałam, jaka jest temperatura. Dopiero kiedy zmierzyłam się z kałużą i zamiast tradycyjnego "chlup" usłyszałam "krrrrrrrrrrr", zrozumiałam, że jest lekki mróz, albo chociaż zero stopni. Było mi aż za ciepło- spodnie grzeją baaardzo, bluza również, ale osłona na gardło, czapka i rękawiczki były niezbędne, chociaż znowu czułam, że mi jest za ciepło w dłonie i chyba kupię sobie specjalne, cienkie rękawiczki do biegania za 12zł, zamiast używać tradycyjnych. W każdym razie na jakieś getry, kalesony czy rajstopki pod spodnie do biegania przyjdzie czas chyba dopiero w okolicach -10, a wcale nie zamierzałam biegać w takiej temperaturze, więc kto to wie, co będzie.. Poza tym wtedy to już, sorry, ale chyba tylko kominiarka, no bo jak?! No i wczoraj było bardzo ok, wręcz przyjemnie jedynie dlatego, że nie było w ogóle wiatru. I tak może zostać do lutego, o. Najwyżej -5. Po co komu więcej? 
A dzisiaj ambitnie opuściłam pierwsze zajęcia i pobiegłam pierwszy raz podczas sypiącego mi w twarz śniegu. Nie było łatwo, przy takiej pogodzie już w ogóle nie radzę sobie z oddechem- Michał mi dopiero uświadomił, że mam zbyt płytki wydech, który jest moim paliwem- myślałam, że to wdech jest ważniejszy, aj. Ale najważniejsze, że nogi przestały boleć, teraz czuję kostki dopiero pod koniec treningu, więc jest o niebo lepiej. 
Tylko ten śnieg....słaba sprawa. Nie lubię zimy. Już wypatruję pierwszych oznak wiosny, choć to chyba za wcześnie?
Dio, blog miał być o tym, jak pilnie się uczę włoskiego, a od kilku tygodni zamienił się w "Z pamiętnika początkującego biegacza", to nie było moim celem, uwierzcie! Ale skoro czytacie, skoro piszecie do mnie... ;)
Prosicie o przepisy, choć wydawało mi się, że zamieszczałam ten prosty i tani na ziemniaczaną, to zgodnie z życzeniami, jeszcze raz:

ZUPA ZIEMNIACZANA
  • 3 pory
  • 4 średnie ziemniaki
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • 1.5 litra bulionu lub wody
  • 1 łyżeczka soli świeżo zmielony
  • pieprz
  • 2 łyżki posiekanej pietruszki
Pory przeciąć wzdłuż, obrać z zewnętrznych liści i dokładnie umyć. Drobno pokroić. Ziemniaki obrać, pokroić w kostkę. W garnku rozgrzać oliwę, dodać pora. Smażyć 3-4 min, aż będzie miękki. Dodać bulion lub wodę oraz ziemniaki. Przyprawić solą. Gotować 25-30 min. Zmiksować. Przyprawić solą i pieprzem, posypać siekaną pietruszką. Wersja superkaloryczna: do zupy wrzucić podsmażony, chrupiący bekon.  Ja ją sobie podarowałam, za to dałam wszystkiego trochę więcej, bo ja lubię mieć zupę na 3 dni;) Obowiązkowo do tego groszek ptysiowy, jak do każdej zupy-kremu.


Uciekam do szkoły, miłego dnia! 


ps. Tydzień temu w turystycznej Bolonia http://turystyka.gazeta.pl/Turystyka/1,82269,8661935,Wlochy__Bolonia___podroz_kulinarna.html  dzisiaj też, choć w innym kontekście. Baardzo lubię to miasto, masa kolorów, ciekawi ludzie, ośrodek alternatywy pod każdym względem- nawet, jeśli się nie mylę, to miasto jest włoską stolica homoseksualistów. W każdym razie jest ciekawie, kolorowo, dużo się dzieje, jeśli chodzi o koncerty. Tylko ten cholerny komunizm...Co oni mogą wiedzieć, hę?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz