run-log.com

czwartek, 3 lutego 2011

Dzieje się

"Ludzie boga"- francuski film o mnichach, trapistach (wikipedia), którzy zostali porwani i zamordowani, na faktach, rzecz się zdarzyła w 1994 r w Algierii. Polecamy, ale uwaga: to nie jest film dla każdego i trzeba mieć dzień. Krytycy mówią, że jest trudny, widzieliśmy wiele trudniejszych, ale chyba jesteśmy zahartowani ENH. Aktorstwo- super, dialogi- super. I to chyba pierwszy film o tym, że "ludzie boga" też wątpią, mówią o tym, że nie stoją ponad bogiem. Odważnie dość. Warto, we Francji obejrzało go już ponad 3 mln ludzi! 

Po niedzielnym półtreningu okazało się, że nic mnie boli, zupełnie nic- przyznam, że bardzo mnie to zaskoczyło. Dlatego już w poniedziałek postanowiłam iść za ciosem i zacząć plan treningowy PUMY (wielokrotnie zaczynany, kończony na 6 tygodniach, 30min biegu bez przerwy...) od tygodnia, w którym 4 razy biegniemy w trybie: 3min biegu+2 min marszu i takich 6 powtórzeń, zajmuje nam to, jak łatwo policzyć, 30 minut. Do tego dłuuuugie rozciąganie po biegu, by mięśnie wróciły na swoje miejsce i żeby nic mi nie było dnia następnego. Znowu czuję siłę! ;) Dzisiaj co prawda miałam jakieś słoniowe nogi, ale i takie dni bywają, nie mam zamiaru się poddać. A warunki są w ostatnim czasie idealne, bo choć trzyma mróz -4 w ciągu dnia, to nie ma w ogóle wiatru, ani opadów, więc uwierzcie- trudno o dogodniejsze warunki do biegania w czasie zimy. Michał tymczasem już  zaczął swój plan treningowy pod maraton, który znajdziecie TU. Dla mnie masakra, a on zaczął od 4.tygodnia. 
No dzieje się, jak widzicie. Sportowo się dzieje. W ciągu dnia, podczas treningów, mijamy niespotykaną ilość biegaczy- nie tylko ma na to wpływ dogodna pogoda, o której już wspomniałam, ale również fakt, że za 8,5 tygodnia w naszym mieście odbędzie się półmaraton ;) 
Wiecie, na co ja czekam, jeśli chodzi o bieganie? Żebym mogła zrobić trening o 18, jak zwykle, ale nie po ciemku... Wciąż jest noc, gdy o 17 wychodzę z biura, choć dzień dłuższy coraz bardziej (już o godzinę i 10 minut od najkrótszego!). Jeszcze trochę, ech.
Choć i tak dramatu nie ma i nie powinnam narzekać, bo w rękawiczkach jest za gorąco, nawet w czapce (Michał biega w
basebolówce, żeby mu sie głowa nie zagotowała), a zwykle w tym czasie mieliśmy nie -4, a -15 i śniegi i lód, które uniemożliwiłyby mi poruszanie się szybciej, niz marszem. Tylko...daj palec, a poproszę o całą dłoń, niestety, hehe, więc nie do końca potrafię się cieszyć tym, co mamy za oknem w takim stopniu, w jakim powinnam. Świstak przepowiedział koniec zimy za 6 tygodni ;) A my odliczamy czas do wakacji, do naszych wytyczonych celów. Bo to już luty, jeśli ktoś nie zauważył. Ach, bo wy nic nie wiecie o wakacjach... Ale o tym może w następnym poście ;)
 We wtorek spędziliśmy miły wieczór u Gaborów, a wczoraj z kolei u mojej mamy, której urodziny świętowaliśmy. Tort czekoladowy z wiśniami made by mom był pyszny, delikatny, lekki, dobrze namoczony rumem, hehe ;) 
Jutro jedziemy na koncert legendarnej grupy jazzowej Laboratorium, do Domu Kultury w Tarnowie Podgórnym, wjazd za free! Na TAKI zespół! W głowie się nie mieści! W Tarnowie ktoś musi lubić jazz, jakieś 1,5roku temu byliśmy w tym samym miejscu na koncercie Ptaszyna za 10zł! W pierwszym rzędzie, coś niesamowitego to było.
ps. Na listę półmaratończyków zapiszę się po przebiegnięciu 10 km. Mam nadzieję, że to będzie za około 3,5 tygodnia. Nieustannie motywuje Polly.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz