run-log.com

środa, 9 marca 2011

Il gattopardo

Wyobraźcie sobie, że w poniedziałek jakimś cudem udało mi się podnieść z łóżka, a nawet nie musiałam używać większej siły do tego. Schylając się lub w przysiadzie, czułam trochę nogi, ale uwierzcie, że nie raz i nie dwa w życiu bolały mnie już bardziej. To pozwoliło mi powiedzieć z samego rana "Sono Rocky Balboa, per sicuro" i ruszyć do pracy. Wtorek upłynął na myśleniu o zgrabnym tyłku Radka Pazura, który miałam zobaczyć tego dnia w Teatrze Apollo. Firma, z okazji Dnia Kobiet, w tym roku postanowiła zaprosić panie na spektakl "Goło i wesoło". Ok, dużo śmiechu, ale tak jak Ci panowie, zrobić tego nie umieli ;) Młody Pazura oczywiście absolutnie wszystkich pozamiatał. Lubię go dużo bardziej, niż Cezarego.
 
Niedzielny bieg pozwolił mi nie tylko bardziej poznać moje ciało (bo dowiedziałam się o kolejnych mięśniach, o których nie miałam pojęcia- który to już raz?), ale i zrozumieć, dlaczego każdy plan treningowy rozpoczyna się od "Nie zaczynaj tego planu, jeśli nie jesteś w stanie przebiec 30 minut bez przerwy lub 5 km". Otóż DO 5km jest dość przyjemnie, naprawdę. A później zaczynają się schody, dość strome w moim przypadku. W tym tygodniu zaczynam przebieżki, to lubię, choć wykańczają maksymalnie. Przebieżki to nic innego, jak interwały, wykonujemy je pod koniec treningu- nigdy na początku, ciało musi być rozgrzane. I tak w  tym tygodniu miałam w planie wtorek- 4km+4x20sP, czwartek-5km, sobota- 4km+4x20sP, niedziela- 10km. tajemnicze 4x20sP oznacza Cztery 20-sekundowe przebieżki. Gwoli ścisłości, bo są tacy, którzy nie biegają i nie wiedzą- biegam raczej stałym tempem, a wtedy nie pracują wszystkie mięśnie z tych, które powinny. Przebieżki to nic innego jak przyspieszenia- wtedy pobudzamy do działania inne mięśnie- te, które są uśpione przy wolniejszym biegu. Wykańczają trochę te zabawy w zwierzaka, ale dzięki temu budujemy wytrzymałość. Na bieganie.pl możemy przeczytać:
 
"Przebieżki, przyspieszenia. Kiedy truchtasz z intensywnością konwersacyjną, mięśnie pracują zawsze tak samo – i jedne się wzmacniają a drugie nic nie robią. Więc przebieżki mają być lekarstwem na to. 20 - 30 sekund szybszego biegu i przerwa. Możecie też sobie liczyć kroki – 60 kroków to będzie mniej więcej 20 sekund. 90 – 30 sekund. Tempo musi być szybsze – ale nie wyścigowe. To ma być bieg, którym wszystkim wkoło pokazujesz jak pięknie biegniesz – wyprostowana sylwetka, ręce pracują, wszyscy wkoło muszą Ci zazdrościć, że biegniesz tak szybko i na takim luzie. LUZ. I przerwa w truchcie aż odpoczniesz na tyle, żeby kolejna przebieżka mogła być tak samo dobra jakościowo. Musisz czuć jak w trakcie przebieżki pracują Ci mięśnie – pupa, nogi. Wizualizuj sobie siebie jako lamparta. :)"
 
Lampart przemawia do mnie, rzecz jasna, najbardziej. Bo przebieżki robię naprawdę z wielkim uśmiechem na twarzy, często na koniec pokazując, jak wbiegam na metę, gdy się unosi wskazujące palce obu rąk, tak jak np. TEN PAN Bo kiedyś tak właśnie wpadnę na metę! ;> Mam wrażenie, że już pisałam Wam o przebieżkach i nawet wklejałam ten cytat.... Pamiętajcie, że to moje kolejne podejście do biegania (miejmy nadzieję, że ostateczne, że nie będzie przerw, jak kiedyś), więc i kolejne do przebieżek ;)
 
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w niedzielę zapiszę się na 3. Poznań Półmaraton 2011- wtedy wypada mi trening 10km.
A dzisiaj było chyba +7 i tym wiosennym akcentem Was pozdrawiam ;) 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz