run-log.com

niedziela, 6 marca 2011

Stanca morta

Wczoraj widzieliśmy "Miasto kobiet" Felliniego i zaczęłam wątpić w dobry wybór tematu mojej magisterki. Film przez wielu uznawany za dzieło FeFe, dla nas jest bełkotem, wielkim rozczarowaniem. Ech, nie wiem. Tylko Marcello Mastroianni, nawet straszy, siwy,w  okularach...wciąż robi wrażenie ;)
 
Ok, po czwartkowym super szybkim biegu coś mi się zrobiło, tzn miałam spuchnięte oko, bolało, ale nie zdecydowałam się na lekarza, mimo lekkiej paniki. Od wczoraj zakraplam czymś przeciwalergicznym, zeszła opuchlizna, ale zostało zaczerwienienie i kulka na początku oka. Pies wie, co to jest. Jest lepiej, nie boli i widzę, a niektórzy mówią o ZAWIANIU oka. W życiu nie słyszałam czegoś takiego, ale kłócić się nie będę. Wystraszona mimo wszystko, odpuściłam krótki sobotni trening i poćwiczyłam w domu (na zewnątrz wiało)- steper, rozciągania, przysiady i takie tam. Przed dzisiejszym biegiem. 
A dziś, po śniadaniu, zrobieniu muffinek kokosowo- kakaowych, zebraliśmy się na bieg. Michał 15km, a ja 8,5km. Ból łydek towarzyszył mi od początku aż do końca biegu- przegięłam ze steperem wczoraj, niepotrzebnie. W 1/3 biegu pomyślałam, że skrócę trasę, bo nie dam rady. W połowie już byłam tego pewna, a później coś drgnęło i pomyślałam sobie, że skoro i tak bolą nogi, mam to w dupie, boleć nie przestaną, a nic im się nie stanie od kolejnych 4 km. Drugie okrążenie stawu zrobiłam "na pełnej lucie", serio, to był chyba ten słynny drugi oddech, który biegacz dostaje w momencie, gdy myśli, że już nie ma totalnie sił. Ale po drugim okrążeniu trzeba było wrócić do domu, miałam 2 trasy do wyboru, a już było źle, ale ostatecznie postanowiłam nie skracać, biec przez Maltę i parkiem os. Tysiąclecia do domu. Przeplatałam marszem wszystko- z powodu bólu łydek. Ale! To mój pierwszy taki długi bieg, zajął mi 65minut, co daje czas 7:42min na 1 km! Szok, biorąc pod uwagę ilość marszu, jaką miałam. No ale musicie wiedzieć, że do domu dotarłam w stanie agonalnym, naprawdę. Mgiełka przed oczami w windzie i po ścianie do mieszkania. Masakra. Wchodzę niemal z płaczem, że się nie uda, że nie umiem, liczymy czas i nagle euforia, bo nie ma takiego dramatu, jak myślałam, hehe. Ale czułam, że umieram, tak naprawdę. Podniosłam kolano do góry, rozpoczynając rozciąganie, choć nie miałam w ogóle siły. I wtedy poczułam, że po prostu MUSZĘ iść do łazienki, natychmiast. Nie będę Was katować szczegółami. Ale nie myślałam, że mogę mieć taki problem, spowodowany wysiłkiem. To mi uzmysłowiło, jak słaby mam jeszcze organizm, ciało, jak jestem nieprzygotowana do dłuższych biegów. I patrzcie: biegam od 5 tygodni, 3 razy w tygodniu. Z bieganiem jednak nie jest, jak z rowerem, nie tak szybko nabieram siły i formy. Spałam później 2 h. Obudziłam się i zrobiłam najlepszą z dotychczasowych lasagne w moim życiu, popijając czerwonym winem, rzecz jasna. I powoli zaczęłam się czuć lepiej, fizycznie. A psychicznie dopiero po rozmowie z ojcem, który, jak się okazało też ma jakieś bóle łopatki, nogi przy 6km (on, kulturysta, były triathlończyk!), co oznacza, że jest jednak człowiekiem i zrobił UUUUUU, usłyszawszy o moim czasie dzisiejszym. A później miałam miłą pogawędkę z Małym, który mnie bardzo podniósł na duchu, a uwierzcie- jest to bardzo ważne dla początkującego biegacza. Wszyscy Ci maratończycy piszą, jaki to mam świetny czas mimo początków, więc powoli zaczynam w to wierzyć. Dużo mam jeszcze do zrobienia, ale jak pomyślę, ile już za mną, ile wyrzeczeń, bólu, czasu...szkoda teraz przerwać z powodu niezadowolenia po treningu, prawda? Ten tydzień będzie dość ciężki pod względem ilości zajęć, więc bądźcie wyrozumiali, nie widząc mnie tu do czwartku pewnie... Kolejny tydzień treningów za mną, kolejny długi trening, kolejna granica przekroczona-  w momencie gdy myślałam, że nie jestem w stanie czegoś dokonać. Dokonałam, kosztem niewiarygodnej siły i późniejszego zmęczenia oraz bólu mięśni, ale okazało się, że można. A dobry trening to taki, po którym nasze ciało krzyczy, że ma dość, więc właściwie wszystko ok....chyba? Boję się tylko, że jutro nie wstanę z łóżka ;)


4 tygodnie do półmaratonu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz