run-log.com

niedziela, 10 kwietnia 2011

Spero che io sia bene

 Congiuntivo- piękna forma wypowiadania się po włosku. Szkoda, że tyle wyjątków ;) Ale Ania twierdzi, że powinniśmy ją znać BARDZO DOBRZE- nie tylko ze względu na to, że to nie język potoczny, ale i Włosi nie używają tej formy często. Mogą być zawstydzeni, słysząc to z ust zagramanicznych (kończymy 3. rok nauki, najwyższy czas piłować to, co powinno już dawno być płynne!). Ania jest w ogóle sfiksowana na punkcie tej formy- pisała na ten temat pracę magisterską, więc sami rozumiecie... Ale właściwie nie o tym chciałam pisać. Jeśli chodzi o włoski, największy problem mam z pronomi (diretti, indiretti i combinati) oraz...z akcentem. Tak. Ania to pierwszy nauczyciel, który taką wagę do tego przykłada i okazało się, że mam fatalne nawyki z mówienien "nie wiem w sumie jak, więc kombinuję"- i zawsze przekombinuję. A pronomi... niby pryszcz. Kiedy przeglądam przykłady- jest ok, wszystko logiczne. Gdy czytam artykuły albo książki- rozumiem ich zastosowanie. Ale sama gdy mam przekształcić zdanie...klops, duży i to mielony. Za mną weekend z tymi ćwiczeniami, bo pewnie jutro będziemy to piłować. Jest lepiej, ale do doskonałości.... Sami wiecie.
I jak tu się dziwić później, że marudna jestem na lekcjach i przekonana o błędnie zrobionych zadaniach i bez optymizmu chcę czytać moje gramatyczne ćwiczenia? Na otarcie łez mój ulubieniec Beppe Severgnini daje krótkie wykłady dotyczące mowy- taki włoski prof. Miodek. Boskie! Randomico 

Akcentu słucham też choćby z Silvio kurde, to trzeba mieć tupet, by żartować z bunga bunga podczas nagradzania najzdolniejszych studentów! Ale jemu się wybacza wszystko...

W piątek w końcu obejrzeliśmy "Il divo"- dość znany i raczej dobrze oceniany włoski film- na faktach, historia Andreottiego, "wiecznego premiera", zwanego też "Garbusem". Tylko patrzcie na historię

Dla mnie trochę przegadany, poza tym kamera... Rozumiem, że miało być, jak u Tarantino, ale Tarantino jest jeden i każda próba kręcenia w ten sposób filmu jest absolutnie niedopuszczalna. Tylko dla osób, interesujących się włoską polityką.
Wczoraj, dla odmiany, wróciliśmy do kina skandynawskiego, które znamy aż zbyt dobrze. Może dlatego przeoczyliśmy perełkę, jaką jest "Hawaje. Oslo". Jakie miasto! Jacy ludzie i jaki bieg! ;) Polecamy serdecznie. Nawet, jeśli ktoś nie jest fanem kina z tamtych rejonów, to niech obejrzy, bo film jest bardzo europejski (oczywiście wszystko, co w skandynawskim kinie być powinno, jest: naturszczycy, kilka rozgrywających się równolegle historii ludzi nie mających ze sobą nic wspólnego, których losy na koniec się łączą. Poza tym... oni nie muszą dużo mówić, by przekazać to, co ma być przekazane. I to lubimy.).
A dzisiaj po biegu, podczas domowej pizzy, wrzuciliśmy "Quicksilver", lekkie kino z lat 80. o kurierach rowerowych. Ach, młody Kevin Bacon! Też polecamy ;>

Dla zainteresowanych- a volta wrzucam coś na twittera- solo in italiano. Będę wdzięczna za poprawianie błędów. Piszcie, jak tylko coś zobaczycie. Wciąż się uczę.

Wybaczcie ilość linków, ale niedziela upłynęła nam po włosku od samego rana- nawet teraz słuchamy Mondo Cane. Pamiętacie? Och, co to był za koncert! Mike Patton. Kocham. Szczególnie po włosku! Pewnie o nim napiszę niedługo znowu. Bo Patton to żywa legenda i nie wolno o tym zapominać. Jezu, chyba odkurzę wszystko Faith No More!
A teraz z Pattonem, książką i kakao do łóżka. No.. Mike może być wyjątkowo między nami- oboje go uwielbiamy ;)

 Ciao, sogni d'oro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz