run-log.com

niedziela, 31 lipca 2011

A oni wciąż oglądają...

"Kieł"- czułam dumę i radość z faktu, że tak wiele pamiętam z języka, choć byliśmy tam rok temu i nie używaliśmy greckiego. Ale to tyle z wesołych kwestii. Film wstrząsający, brutalny, kilka razy zamykałam oczy, nie mogłam patrzeć, serio. Oczywiście bardzo dobry, bardzo poruszający, ale nie dla wrażliwych dziewcząt. I jakiś niepokój w nas wzbudził, bo wracaliśmy do domu i aż się pedałować nie chciało. Dreszcze miałam. Bo widzicie, ja się nie godzę na niesprawiedliwość, głupotę, sekty i jakiekolwiek ograniczanie wolności. A to wszystko tam było (sekta może nie, choć moim zdaniem brakowało jedynie bóstwa). Film nie jest odkrywczy, ale długo o nim nie zapomnę, choć na pewno nigdy do niego nie wrócę. Boli, każdy centymetr ciała mnie boli, gdy go wspominam. Zobaczcie, jak już się nastawicie odpowiednio. Ciekawe, dość niepopularne kadry. Film naprawdę porusza. Każdy z nas dużo przeklinał podczas filmu, bo naprawdę trudno było inaczej skomentować fabułę. I już więcej o nim nie piszę, bo wciąż mam dreszcze, oj.
W przyszłym tygodniu w Muzie "Między światami" z Nicole Kidman, o 20:45, za 5zł. Podobno średni, więc warto, bo za 5zł ;)

W piątek zdecydowaliśmy się na coś lekkiego i wybraliśmy "Wszystko, co kocham". Oj, za dużo pisać nie będę, bo szkoda naszego wspólnego czasu. Nudy, nudy, nudy. Duże rozczarowanie, wszak to pierwszy polski film, który dostał się na Festiwal Sundance.
W sobotę wciąż padało, było buro, więc zdecydowaliśmy się nigdzie nie wychodzić i obejrzeć jakieś filmy (odmiana, co?). "Co nas kręci, co nas podnieca" Woody Allena- jak to on, gadany film, ale dla mnie zbyt, nie bawił, jak zwykle (tak, ostatnimi czasy co 3.film jest ok w jego przypadku. Czekam na gratkę z cyklu "Vicky Cristina Barcelona", ale chyba dopiero ten z Carlą Bruni podniesie naszego kochanego homofoba). Po nim włączyliśmy jednego z naszych ulubieńców, czyli Pedro Almodovara "Złe wychowanie". Odkładałam ten film, bojąc się nie wiem czego. Oczywiście, jak zwykle przy Almodovarze, było inaczej, niż sobie wyobrażaliśmy. Bardzo polecam. Ciężki temat, bo księża-pedofile do lekkich kalibrów należeć nie mogą, ale Almodovar podaje nam to wszystko tak, jak być powinno, ze smakiem, a wnioski nasuwają się same. I wiecie, nie jesteśmy fanami jakiejś wzniosłej, patetycznej muzyki, a u niego w filmach zawsze zachwyca.

Dzisiaj mieliśmy iść na Fisza nad Maltę, ale jest jakoś tak ponuro cały dzień, więc korzystając z okazji, że Michał przeczytał "Kroniki portowe" Annie Proulx, mogliśmy w końcu obejrzeć film. Jestem świeżo po (15 minut), poza tym czytałam książkę 3 razy, więc temat dość dobrze znam, Michał, jak już wspominałam, przeczytał niedawno książkę- w takim wypadku trudno oceniać film. Było prawie wszystko, czego się spodziewaliśmy. Plus dla Juliann Moore (i Judi Dench, którą bardzo lubię!), natomiast Kevin Spacey średnio, moim zdaniem. Totalnie nie pasował, jak powiedział zresztą Sajo, a nie chciałam mu wierzyć. I teraz zaczęłam szukać na filmwebie, gdzie u licha była tam niby Cate Blanchett. Padłam. Kto widział, chyba rozumie, że jej nie poznałam? ;) Film dobry, ale to ocena, którą nie powinniście się kierować. Zbyt zasugerowana jest bowiem książką. Podobno od jutra pogoda ma być lepsza, więc ilość oglądanych filmów u nas drastycznie spadnie z pewnością; nie obawiajcie się- ten blog w filmowy wcale się nie zamienił.
W piątek wpadli też rodzice z winem. Fajnie razem planować ten wyjazd, zostało 26 dni, can't wait. Dzisiaj się zabrałam za szukanie noclegu w Rzymie i wysłałam pierwszych 16 maili do wybranych osób z hospitality club. Jestem ciekawa, czy się uda, ale w tę organizację nie należy wątpić, więc myślę, że będzie dobrze ;)

Czas na mocne uderzenie w piersi. Cały tydzień uciekł biegowo. Dziś się obudziłam z myślą o zaprzestaniu użalania się nad sobą i pogodą. Po śniadaniu pobiegłam, moja ulubiona ostatnio trasa 4,6km tempem 7min na 1 km. 5 minut biegu + 1 minuta marszu, we wtorek to samo, a następnie pożegnam się z marszem. Oczywiście, że mogę zapomnieć o październikowym maratonie, ale w marcu jest maraton w Rzymie, a w kwietniu w Wiedniu... ;) Za to na poznańskim będę kibicowała wszystkim, którym trzeba ;) Gdyby ktoś z Was potrzebował noclegu przed startem, zapraszam, proszę pisać- mamy osobny pokój, łóżko dla gościa, sporo miejsca na podłodze. Mieszkamy jakieś 8 minut pieszo od startu... ;)
A dla tych, którzy rozpoczynają przygodę z bieganiem (bo wiem, że tacy tu zaglądają): niezmiennie polecam 6-tygodniowy plan PUMY.

W tym tygodniu listonosz przyniósł przesyłkę, którą znalazłam na allegro za 10zł, Shaw to jeden z moich ulubionych autorów ;)

Znowu pada ;( w takim razie lądujemy z książkami w łóżku, miłego tygodnia!

Parola del giorno: correre- biegać 

Vorrei correre piú veloce, ma devo essere più sistematica

2 komentarze:

  1. Zazdroszczę wyjazdu do Włoch,bo my w tym roku z niewłoskim Paolo czekamy na małą miłośniczkę Italii (mam nadzieję, że miłość do tego kraju odziedziczy po mnie)i wakacji nie mamy. Co do noclegu w Rzymie - niestety możecie mieć problem, bo w sierpniu rzymianie mają vacanze i wyjeżdżają z miasta. Spróbujcie też przez CouchSurfing. In bocca al lupo! la bionda

    OdpowiedzUsuń
  2. Crepi!
    Cudownie, gratuluję i... zazdroszczę ;)
    dzięki za podpowiedź, nie mam tam konta, ale właściwie dlaczego nie, o.

    OdpowiedzUsuń