run-log.com

sobota, 12 listopada 2011

III Grand Prix Poznania, bieg 1.

Było tak: jeszcze w środę ustaliliśmy, że pomimo opłaconego startu (10zł) i nadanego numeru startowego na cały sezon III Grand Prix Poznania (nr 525) nie wystartuję w sobotę 12.listopada, bo noga wciąż bolała. Ćwiczenia zwiększyłam- 2 razy dziennie, więcej i dłużej. Najbardziej chyba pomogła mimo wszystko zasada mrożenia po ćwiczeniach (zmrożony żel kompresyjny) 15 minut, następnie kąpiel i polewanie gorącą wodą nogi przez 2 minuty, po prysznicu znowu mrożenie 15 minut. Faktycznie to nie wiem, co pomogło, ale odkąd mroziłam w ten sposób, szybciej zaczęło się leczyć. I nagle w czwartek, robiąc masaż...niczego nie poczułam! Żadnego bólu! Podbiegłam po mieszkaniu- nic! Ze szczęścia oszalałam, odkurzyłam plan treningowy... Michał mnie szybko sprowadził do parteru, mówiąc, że po zaleczeniu kontuzji powinno się jeszcze 2-3 dni poczekać. No ale GP za pasem... Ustaliliśmy, ze dalej ćwiczę i mrożę, w piątek pobiegnę 3km i od tego uzależnię sobotni start. Pobiegłam te 3 km, nie wzięłam celowo zegarka, żeby się nie stresować. Pewna sztywność mięśni była (2 tygodnie bez biegania!), ale ogólnie na luzie. Nie bolało ani w trakcie ani po biegu! Więc stwierdziłam, ze dzisiaj pojadę, najwyżej będę zasilać tyły podczas biegu. Od razu ustaliliśmy, że biegnę bez zegarka, bo to mnie może tak spiąć, że zejdę z trasy, jak znam siebie. Sad but true, ale poddaję się wtedy, kiedy właśnie mam jeszcze szansę na walkę. 
Wstaliśmy dzisiaj o 7, po śniadaniu ruszyliśmy w stronę Rusałki. Rozgrzewałam się, biegałam, robiłam dużo wspięć- raz po raz bolała noga. Było już tak, że się zatrzymałam i powiedziałam "Michał, wracajmy tramwajem do domu, to bez sensu". Ale pomyśleliśmy, że chociaż zobaczymy, jak zaplecze wygląda itd. Rozbiegałam ten ból, więc chyba był spowodowany stresem (Sztywność mam wtedy WSZYSTKIEGO). Grido z Agnieszką, Bas, Johnson z debiutująca żoną, oczywiście Michał- oni wszyscy mi bardzo pomogli, wysłuchując moich jęków i przytakując na moje "Najwyżej zejdę z trasy" ;). Nie tylko nie zeszłam, ale pobiegłam szybciej, niż chciałam. założyłam tempo treningowe, bo czego można oczekiwać po 2 tygodniach przerwy... Nie wzięłam zegarka, ale postanowiłam się nie ścigać, marząc po cichu o czasie w okolicach 33-34 minut, czyli naprawdę treningowo. 32:07- to mój czas netto! (wyniki) Do 2.kilometra było średnio, wsłuchiwałam się w jęki towarzyszących mi pań i sugerowałam się ich problemem z oddechem. Musiałam sobie dosłownie mówić "Majka, spokój, oddychaj normalnie, nie jak one" i już po chwili było ok. Ale czułam nogi, co było dla mnie niespodzianką- do tego stopnia, że nie wierzyłam, że po 2-3km będzie lepiej, bo zawsze tak przecież mam podczas biegu. Kiedy po 2km był podbieg (oczywiście niespodziewany dla mnie), to nagle wszystkich zaczęłam wyprzedzać, na górce! To dzięki metodzie małych kroczków, która podejrzałam u Urbasia w programie "Rozgrzewka". To dało mi dużo siły i dopiero zaczęłam biec. Troszkę za wcześnie przyspieszyłam jednak i ok 3km zwolniłam na chwilę, by wyrównać oddech i przyspieszyć znowu ok 4km. Kiedy na 4km zobaczyłam Marię Pańczak, już wiedziałam, jak będzie. Wyprzedzając ją, grzecznie się przywitałam, później już tylko "wycinałam" kilka dziewczyn, które wciąż biegły przede mną, faceta z wózkiem (joggerem). Na finiszu brakło sił, ale zobaczyłam Michała i Basa z aparatami, wiec ruszyłam na te 200 metrów hehe! Na video widać, że przed filmującym Basem kuca Michał ;) Na zdjęciu Michała widać, że czułam się średnio, dopiero po chwili zobaczyłam, że to oni i że czas na uśmiech numer pięć- pamiętajcie, że to była już sama końcówka. ;)

Później to już tylko się ustawiłam w kolejce po drożdżówkę ;) Cieszę się, że mój marchwiak vel energy cake tak smakował wszystkim po biegu ;)

Czułam nogi tuż po biegu, ale to dlatego, że jednak troszkę za szybko biegłam po takiej przerwie. Niemniej zaczęłam wierzyć, że 5 km w 29 minut jest możliwe w tym roku! Po rozciągnięciu, mrożeniu i prysznicu (2 ostatnie już w domu) wszystkie dolegliwości minęły, rzecz jasna.

Dziękuję tym, którzy byli, tym którzy wierzyli, że mogę i dla których to jednak coś znaczy- wiem, że wciąż jestem na początku przygody z bieganiem, ale mam nadzieję, że limit kontuzji chwilowo wyczerpałam... Bo ja naprawdę polubiłam bieganie i to uczucie, że mogę! Kiedy wydaje mi się, że jest ciężko, jednak potrafię się przemóc i dalej biegnę.

Wystartowały 623 osoby, co jest absolutnym rekordem frekwencji wszystkich edycji, a dodatkowo bieg ten wciąż jest największą imprezą Grand Prix w Polsce! Kolejny start 10.grudnia. Do zobaczenia! chcę tam pobiec w czasie 29:59.. Na luzie... ;)

Filmik zrobił niezastąpiony Bas, biegnę w fioletowej bluzie i czarnej czapeczce.  Czuję się cudnie.
Słuchałam już Rockyego, a teraz obejrzymy pewnie "Gladiatora". W poniedziałek wznawiam treningi, jest pięknie.



1 komentarz:

  1. Do tej liczby, 623, dodaj przynajmniej dwie: czyli moją żonę i mnie. Niestety nie znaleźliśmy się na liście wyników :-(. Akcja reklamacyjna trwa...

    OdpowiedzUsuń