Poniedziałek- znowu miałam urlop (muszę wykorzystać pozostałe dni urlopowe...), więc oprócz pisania pracy magisterskiej i szukania ofert pracy, wyszłam, po kolejnej kilkudniowej przerwie, na trening. Niestety tym razem dokuczała tylko jedna noga, lewa. Kość piszczelowa- ktoś się zamieni? Bo mam jej już dość. Połowę 5km przemaszerowałam, walcząc z bólem. Robię więc dalej wspięcia i ćwiczenia na mięśnie piszczelowe, brzuszki, kledzikowe i inne ćwiczenia ogólnorozwojowe, by nie zardzewieć. I szlag mnie trafia, wiecie? Już smutek i bezsilność przerodziły się na powrót w złość.
Środa- pełna nadziei wyszłam na bieg i znowu dostałam w twarz, ostro. Bardzo silny ból piszczeli uniemożliwił mi bieg. Wróciłam rzucając mięsem na biednego Michała. Jak już się uspokoiłam, doszliśmy do wniosku, że ból może być spowodowany niewłaściwą techniką biegu. Gorzej, że chyba na jakiś czas załatwiłam sobie nogi, bo bolą codziennie, przy chodzeniu, a o biegu nie wspominam. Sport to zdrowie, yeah, right.
Sobota- prawie 7km, połowa marszem. Przebiec mogę najwyżej 200-300 metrów. Piszczele bolą, potwornie, mimo długiej rozgrzewki. Wojtek Staszewski podpowiedział kilka innych ćwiczeń na wzmocnienie mięśni piszczelowych, a ja jak już przestałam krzyczeć na drzewa, stwierdziłam, że stres powoduje tylko większe spięcie mięśni, więc muszę się uspokoić i pomyśleć, co dalej. I pomyślałam- na razie nie ma mowy o maratonie, bo nawet nie mogę biegać, więc cele należy trochę przekwalifikować na półmaraton 1.04.2012 w Poznaniu poniżej 2h. I na razie tyle.
Grudzień poświęcam na marszobiegi, które mam nadzieję wzmocnią mnie na tyle, że od stycznia (może wcześniej?) będę mogła biegać. Także na razie planuję 3-4 treningi w tygodniu, ale z założeniem 50:50 marsz i bieg, z czego zaczynam marszem kilkuminutowym, koniecznie. Jeden trening w tygodniu 1-1,5h, a reszta po ok 40 minut. Do tego jak zawsze rozciąganie, ćwiczenia kledzikowe i na piszczele, no i brzuszki- od dziś po 20 już. Są efekty, jest coraz łatwiej, więc mogę zwiększać (najpierw było po 10, dalej 2 tygodnie po 15, aż doszłam do 20 ;)) ilość. Wiem, że to wciąż mało, ale nie przeskoczę od razu do III stopnia, prawda? Powoli, systematycznie i będzie dobrze. Wierzę w to, muszę.
Środa- pełna nadziei wyszłam na bieg i znowu dostałam w twarz, ostro. Bardzo silny ból piszczeli uniemożliwił mi bieg. Wróciłam rzucając mięsem na biednego Michała. Jak już się uspokoiłam, doszliśmy do wniosku, że ból może być spowodowany niewłaściwą techniką biegu. Gorzej, że chyba na jakiś czas załatwiłam sobie nogi, bo bolą codziennie, przy chodzeniu, a o biegu nie wspominam. Sport to zdrowie, yeah, right.
Sobota- prawie 7km, połowa marszem. Przebiec mogę najwyżej 200-300 metrów. Piszczele bolą, potwornie, mimo długiej rozgrzewki. Wojtek Staszewski podpowiedział kilka innych ćwiczeń na wzmocnienie mięśni piszczelowych, a ja jak już przestałam krzyczeć na drzewa, stwierdziłam, że stres powoduje tylko większe spięcie mięśni, więc muszę się uspokoić i pomyśleć, co dalej. I pomyślałam- na razie nie ma mowy o maratonie, bo nawet nie mogę biegać, więc cele należy trochę przekwalifikować na półmaraton 1.04.2012 w Poznaniu poniżej 2h. I na razie tyle.
Grudzień poświęcam na marszobiegi, które mam nadzieję wzmocnią mnie na tyle, że od stycznia (może wcześniej?) będę mogła biegać. Także na razie planuję 3-4 treningi w tygodniu, ale z założeniem 50:50 marsz i bieg, z czego zaczynam marszem kilkuminutowym, koniecznie. Jeden trening w tygodniu 1-1,5h, a reszta po ok 40 minut. Do tego jak zawsze rozciąganie, ćwiczenia kledzikowe i na piszczele, no i brzuszki- od dziś po 20 już. Są efekty, jest coraz łatwiej, więc mogę zwiększać (najpierw było po 10, dalej 2 tygodnie po 15, aż doszłam do 20 ;)) ilość. Wiem, że to wciąż mało, ale nie przeskoczę od razu do III stopnia, prawda? Powoli, systematycznie i będzie dobrze. Wierzę w to, muszę.
Dziś urlop znowu, więc dopijam kawę i jadę zostawić CV w kilku miejscach. Miłego dnia!
Parola del giorno: essere un mulo- być upartym jak osioł, przykład:
Walter è testardo come un mulo! Non capisce mai quando è il momento di lasciar perdere e andare avanti!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz