Cóż, 2011 skończył się niefortunnie, bo oficjalnie od dzisiaj nie mam pracy, ale jestem pełna optymizmu i zamierzam dobrze wykorzystać czas, który otrzymałam- czas bez pracy.
Plany mam jak zawsze bardzo ambitne, ale wyjątkowo nie będę się rozpisywać, nie chcę zapeszyć.
Kto nie słyszał o inicjatywie 52 książki na rok, niech poczyta TUTAJ. Posprawdzałam notatki i się udało, w 2011 przeczytałam 54 książki. W tym pewnie będzie mniej, bo zakładam, że nie znajdę już takiej pracy, w której będę mogła czytać, hah. Ale zobaczymy. To wcale nie tak dużo: 1 książka na tydzień. Ostatnio na poznańskich tramwajach można przeczytać MPK Miejskie Podróże Książkowe, czytamy dalej: "Statystyczny Polak spędza w komunikacji miejskiej 20 minut dziennie. Przy założeniu, że średni czas spędzony w tramwaju to 20 minut dziennie, średnia prędkość czytania to 200 słów na minutę, a jedna strona książki to około 200 słów, wykorzystując czas spędzony w komunikacji miejskiej, można przeczytać 10 książek rocznie! Organizatorzy chcą stworzyć wśród pasażerów komunikacji miejskiej modę na czytanie książek w codziennej drodze do pracy czy do szkoły".
Sylwester... nie uwierzycie, ale wyobraźcie sobie, że pierwszy raz od 5 lat wyszliśmy na imprezę tego dnia! Spędziliśmy długi wieczór u Moniki i Szymona oraz ich pierworodnego Franka, który urodził się 17.11.2011. Oprócz nas było jeszcze kilka osób, spotkanie odbywało się w ich nowym mieszkaniu, kawalerce (tego samego dnia się wprowadzali- pięknie, bo symbolicznie, rozpoczęli 2012 rok), więc wszyscy myśleliśmy, że zjemy jakąś kolację i pojedziemy do domu, bo nawet nie ma tam gdzie młodego ukryć przed hałasem. Była muzyka, whiskey i dużo krzyku, a Franek budził się regularnie co 2h na jedzenie. Młodzi rodzice od narodzin przyzwyczajali go do hałasu i wyzywali, gdy ktoś chodził wokół dziecka "na paluszkach", dzięki temu można funkcjonować z nim w jednym pokoju w miarę normalnie. Zdjęcia może jutro, jak coś poprzysyłają. Było bardzo sympatycznie, bardzo przyjemnie, zrobiłam canneloni z mięsem w sosie pomidorowym oraz ślimaczki z ciasta francuskiego, których część nadziałam szynką, a resztę specjalnie na tę okazję otwartą pastą z trufli, którą przywieźliśmy z Włoch. To było moje pierwsze spotkanie z truflami i nie mogło być inaczej - tak pysznie, że aż się w głowie kręci! Poza tym piłam najlepszego szampana w życiu! Grzecznie wróciliśmy nocnym autobusem przed 3 do domu, leniuchując następnie cały pierwszy dzień nowego roku. Czytaliśmy, jedliśmy, obejrzeliśmy nawet film i cieszyliśmy się ostatnim wspólnym dniem od początku do końca, bo jutro Michał wraca do pracy.
Cel na 2012: przebiec maraton.
Plany mam jak zawsze bardzo ambitne, ale wyjątkowo nie będę się rozpisywać, nie chcę zapeszyć.
Kto nie słyszał o inicjatywie 52 książki na rok, niech poczyta TUTAJ. Posprawdzałam notatki i się udało, w 2011 przeczytałam 54 książki. W tym pewnie będzie mniej, bo zakładam, że nie znajdę już takiej pracy, w której będę mogła czytać, hah. Ale zobaczymy. To wcale nie tak dużo: 1 książka na tydzień. Ostatnio na poznańskich tramwajach można przeczytać MPK Miejskie Podróże Książkowe, czytamy dalej: "Statystyczny Polak spędza w komunikacji miejskiej 20 minut dziennie. Przy założeniu, że średni czas spędzony w tramwaju to 20 minut dziennie, średnia prędkość czytania to 200 słów na minutę, a jedna strona książki to około 200 słów, wykorzystując czas spędzony w komunikacji miejskiej, można przeczytać 10 książek rocznie! Organizatorzy chcą stworzyć wśród pasażerów komunikacji miejskiej modę na czytanie książek w codziennej drodze do pracy czy do szkoły".
Sylwester... nie uwierzycie, ale wyobraźcie sobie, że pierwszy raz od 5 lat wyszliśmy na imprezę tego dnia! Spędziliśmy długi wieczór u Moniki i Szymona oraz ich pierworodnego Franka, który urodził się 17.11.2011. Oprócz nas było jeszcze kilka osób, spotkanie odbywało się w ich nowym mieszkaniu, kawalerce (tego samego dnia się wprowadzali- pięknie, bo symbolicznie, rozpoczęli 2012 rok), więc wszyscy myśleliśmy, że zjemy jakąś kolację i pojedziemy do domu, bo nawet nie ma tam gdzie młodego ukryć przed hałasem. Była muzyka, whiskey i dużo krzyku, a Franek budził się regularnie co 2h na jedzenie. Młodzi rodzice od narodzin przyzwyczajali go do hałasu i wyzywali, gdy ktoś chodził wokół dziecka "na paluszkach", dzięki temu można funkcjonować z nim w jednym pokoju w miarę normalnie. Zdjęcia może jutro, jak coś poprzysyłają. Było bardzo sympatycznie, bardzo przyjemnie, zrobiłam canneloni z mięsem w sosie pomidorowym oraz ślimaczki z ciasta francuskiego, których część nadziałam szynką, a resztę specjalnie na tę okazję otwartą pastą z trufli, którą przywieźliśmy z Włoch. To było moje pierwsze spotkanie z truflami i nie mogło być inaczej - tak pysznie, że aż się w głowie kręci! Poza tym piłam najlepszego szampana w życiu! Grzecznie wróciliśmy nocnym autobusem przed 3 do domu, leniuchując następnie cały pierwszy dzień nowego roku. Czytaliśmy, jedliśmy, obejrzeliśmy nawet film i cieszyliśmy się ostatnim wspólnym dniem od początku do końca, bo jutro Michał wraca do pracy.
Cel na 2012: przebiec maraton.
Sono rimasto davvero senza parole quando ho saputo che Fabio voleva farsi prete! Non sapevo nemmeno fosse così religioso…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz