Żyję, choć mam się średnio, bo rozchorowałam się na dobre. Rekordowo długi czas w zdrowiu (rok i 4 miesiące) musiał się kiedyś zakończyć, ech. Na szczęście obyło się bez antybiotyków, na które nie zgodziłabym się i tak (przynajmniej tak założyłam). Jak już Michał się wychorował (2-3 dni przeziębienia), "przeszło" na mnie, dużo mocniej, niestety. I tak od wtorku wegetuję, przesypiam część dnia, nic specjalnego nie robiąc, bo po prostu nie mam siły. Jedynie czytam, a i tak mniej, niż zwykle. Późnym popołudniem przeglądam serwisy dla szukających pracy i odpalam wszystkie powiadomienia mailowe. I wysyłam. Codziennie kilka. Nikt nie dzwoni. Jest źle. Z moją głową też.
Gdybyście coś słyszeli... Sekretariat, administracja, recepcja, coś takiego. Mam 4 lata doświadczenia w pracy biurowej, duża firma, mam referencje. CV mogę Wam przesłać w każdej chwili. Wiem, że dopiero 13 dni jestem bez pracy, no ale mógłby mnie ktoś na rozmowę zaprosić? Co się, do cholery, dzieje?
We wtorek czułam się bardzo źle, więc stwierdziłam, że lepiej odpuścić włoski, bo wiedziałam, że w czwartek po prostu muszę iść - Ania zapowiedziała mowę zależną i niezależną. I dobrze, że poszłam ;) A przy okazji wrzucam zdjęcie z wtorkowych zajęć właśnie - fotka przedstawia naszą grupę. Brakuje Diany i mnie. Żeby poprawić sobie humor, kupiłam sobie książki. Suskind za 3zł, Samotny mężczyzna za 10zł (rewelacyjny film!), drugi tom autobiografii Doris Lessing (pierwszy mam) za 10zł. Wszystko w Weltbildzie, który przejął Świat Książki. Mają dużo gówien: aniołki, odstraszacze zwierząt do ogrodu w kształcie świni i inne niepotrzebne rzeczy, a między tym wszystkim znajdzie się Lessing za 10zł, tylko trzeba trafić na promocję. A wczoraj był ciekawy Groupon, dzięki któremu kupię całą trylogię "Millenium" Stiega Larssona za 58zł. Film już w kinach na podstawie pierwszej części - David Fincher wyreżyserował, więc nie może zawieść! - a my nie czytaliśmy. Wiemy, że to nie jest high literature, ale podobno jest niesamowity klimat. Tak piszę o tych zakupach, bo podliczyliśmy, że w 2011 roku kupiliśmy i dostaliśmy łącznie 45 książek. Tak, sporo wydajemy na książki, nawet w miesiącach, kiedy silnie postanawiamy, że w najbliższych tygodniach musimy oszczędzić. Zawsze jednak wychodzi tak, że rezygnujemy z 2-3 wyjść do kina, bo jednak kupiliśmy kolejną rzecz do biblioteki. To silniejsze od nas. Wolę jeść zupę i naleśniki dwa razy w tygodniu, ale kupić dzięki temu książkę ;)
Przy okazji skończonego I rozdziału magisterki, zajrzałam w jakieś notatki z cyklu "może się przydać później" i znalazłam coś ciekawego ;) Kto jest w temacie, wie, że Federico Fellini mimo awersji do reklamy i telewizji, pod koniec kariery zgodził się nakręcić kilka reklamówek. Trudno w to uwierzyć, ale z drugiej strony styl jest dość rozpoznawalny w przypadku Campari, może przy Barilli rzeczywiście mniej ;>
Aby nie wychodzić poza rejony mojej pracy magisterskiej, to trafiłam też na wino o znajomo brzmiącej nazwie - Carl Jung. Bezalkoholowe, ale chodzi przecież o samą nazwę! Poznałam je dzięki Środkowej Półce. Nie piłam i raczej nie będę.
W ten weekend zadebiutuję z sernikiem, bo okazja nie lada, trzymajcie kciuki!
Parole del giorno: sbollentare - blanszować, sparzyć. Przykład:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz