run-log.com

niedziela, 20 maja 2012

4. Tydzień - pierwsza dycha w tym roku

Uwierzycie, że już 4. tydzień przygotowań do maratonu w Poznaniu (14.10.2012)?! Zleciało, a ja nigdy jeszcze nie miałam 4 tygodni z regularnymi biegami. Zawsze coś mi wypadło. To chyba dobrze rokuje, nie uważacie?



Wtorek - 5km
Piątek - 5km
Niedziela - 10km

Razem: 20km



Wtorek - 5km: 1km rozgrzewki + 3km treningu właściwego + 1km schłodzenia. Tempo 6:12 min/1 km. 
Na obiad mieliśmy makaron z sosem pesto. Zjadłam mniej, niż zwykle, wiedząc, że wieczorem pobiegnę. Odczekałam 2,5h - moim zdaniem te 30min za mało. Cały bieg mi się odbijało, nawet trochę niedobrze. Porcja była ok, tylko ten sos jest ciężka, na bazie oliwy z oliwek, więc mogłam zjeść ciut mniej i odczekać trochę dłużej. Mam nauczkę.


Piątek - 5km: 1km rozgrzewki + 1,5km treningu właściwego + 1km schłodzenia. Tempo 6:12 min/1 km. Pies mnie wytrącił z rytmu. Wspominałam już, jak bardzo boję się psów? Bardzo. Gdy przebiegam obok takiego na smyczy, wstrzymuję oddech, wybija mnie to z rytmu. Gdy widzę psa bez smyczy, luźno, staję, patrzę na niego, on na mnie i już wiem, że on chce mnie zjeść. A ja jestem sparaliżowana. Mam takie dwa kółka w lesie (po 1,4km) i po pierwszym był pies na drodze, bardzo duży i nie chciał iść za panem. Czekałam ok 10 minut, trochę się w tym czasie rozciągałam, ale zupełnie mnie to wybiło z rytmu.


Niedziela - 10km. Tempo: 6:47min/1km
Wiem, znowu za szybko, bo powinnam te długie wybiegania mieć w okolicach 7:15min/1km, ale wolniej już naprawdę nie potrafię. Tradycyjnie przy upale i długich wybieganiach pierwsze 4-5km były dla mnie mordęgą. Piłam co 1,5-2 km dwa małe łyczki wody, do marszu na moment przechodziłam średnio co 2km - nie miałam paliwa, zero siły. Dosłownie: wlokłam za sobą nogi. Spotkałam nawet Michała (biegł swoje 18km), który w domu powiedział, że wyglądałam świeżo i jego zdaniem za szybko biegłam. Moje odczucie było takie, że biegłam jak żółw (aż się bałam, że piesi zaczną mnie wyprzedzać) i wyglądałam jak po 42km. Zjadłam pół galaretki, popiłam, znalazłam się znowu w cieniu i około 6-7km poczułam, jak frunę. Zupełnie inna jakość biegu. Ja naprawdę będę długodystansowcem, zobaczycie ;) A galaretkę Wam sfotografowałam dzisiaj, żebyście wiedzieli, co jem na długich biegach (założyłam, że do 15km, potem będę brała 2sztuki). Biorę jedną taką i zjadam na 2 razy. Sam cukier, średnio smaczne, ale daje siłę, naprawdę ;) Dostępne są w Decathlonie, chyba za około 14zł, wystarczają naprawdę na długo, bo bierzemy 1-2 sztuki tylko na długie biegi.
 Innych rzeczy typu żele jeszcze nie próbowałam. Izotoniki są dla mnie za słodkie, nawet po rozcieńczeniu, więc biegam "na wodzie".
Za późno dziś wstaliśmy i wybiegliśmy dopiero przed 9, kiedy były już 22 stopnie. Przysięgam, że za 2 tygodnie (bo za tydzień zawody) wstanę maks o 7:30, jeśli będzie taki ukrop. Potrzebuję 20-25min, by wyjść z domu na bieg. Muszę zjeść banana (na długi bieg całego, na krótkie zjadam pół), wypić na raty niepełną szklankę wody, strawić to, toaleta, rozgrzewka itd.
Och, jak mi dzisiaj smakował po biegu rożek z polewą czekoladową... ;)

Z nowości, to muszę zwiększyć ilość powtórzeń ćwiczeń na nogi (nożyce, reszta kledzikowego) i albo więcej rolek, albo nie wiem już. Rzecz w tym, że mam bardzo słabe uda, nad którymi muszę popracować. Nie bolą mnie po biegu, ale troszkę je czasem czuję po długim wybieganiu, no i nie mogę się porządnie rozciągnąć, z czym zawsze miałam problem. Macie jakieś ćwiczenia pod ręką dla Majki?
Brzuszki cały czas robię po każdym biegu po 20 (pierwszy etap), chwilowo nie jestem w stanie więcej. Zaczęłam inaczej oddychać ostatnio (wdech przy schodzeniu w dół, wydech przy robieniu brzuszka), podobno właściwie i teraz jest znowu trudniej. Ale spokojnie - zgubiłam ostatnio w biodrach i talii 2cm przez 4 tygodnie! Więc trening aerobowy, jakim jest bieganie, daje jednak najwięcej. Sęk w tym, że "siła płynie z brzucha", jak mówi Staszewski, więc o te mięśnie też trzeba dbać.
Shina czuję trochę między treningami, ale jakby zaczął odpuszczać... ;) Ale na razie właśnie z jego powodu nie wolno mi przyspieszać, jednak od wtorku chcę włączyć przebieżki.


Za tydzień moje pierwsze zawody na 10km w Dąbrówce, a za 3 tygodnie półmaraton w Grodzisku. Na jedno i drugie za wcześnie. Przewidywania? 10 km miało być poniżej 60minut, ale raczej nie dam rady, a nie chcę się zajechać, tylko pobiec trochę lepiej, niż treningową, więc skoro dzisiaj było 67 minut, to planuję 63 minuty. Natomiast Grodzisk chciałam pobiec w 2h 15min, ale realnie byłoby 2h 20-25min, a po dzisiejszym skwarze stwierdzam, że nawet 2:30 będzie sukcesem. To i tak byłaby poprawa życiówki o 20 minut ;) Najważniejsze dla mnie to przebiec cały dystans półmaratonu. Nadchodzący tydzień będzie ciężki, bo bardzo upalny, we wtorek nawet 30stopni. To dla mnie motywacja, by zacząć biegać przed pracą. Wiem, że już nikt z Was w to nie wierzy, ale teraz zobaczycie ;)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz