run-log.com

niedziela, 27 maja 2012

5. Tydzień - Bieg o Koronę Dąbrówki

Już po... Ale najpierw podsumowanie tygodnia biegowego. Za mną już...

5.Tydzień planu 24- tygodniowego maratonu dla początkujących:

Wtorek - 5km
Sobota - 3,5km 6:12
Niedziela - 10km

Razem: 18,5km


Wtorek - 5km: 1km rozgrzewki + 3km treningu właściwego + 1km schłodzenia. Tempo 6:16min/1km
Wszystkim, którzy przestali we mnie wierzyć przesyłam pozdrowienia - wstałam o 5 i pobiegłam! Ale moc! Pół banana, szklanka wody, rozgrzewka i biegnę. Zero ludzi, a ci, którzy patrzyli na mnie z okien autobusów, mieli dziwne miny. Najciekawsza rzecz jednak spotkała mnie w samym lesie. Na drodze stały 3 kaczki i ani myślały usunąć się z miejsca! Nie tylko się nie bały - one nie zwracały na mnie uwagi! W pracy trochę ziewałam, ale generalnie pozytywnie, no i miałam takiego powera, że hej! Jak inaczej jest w lesie o tej godzinie, wszystko zaspane, nawet ptaki wolniej zrywają się do lotu. I to nic, że jestem pierwsza i muszę ściągać sobie pajęczyny z twarzy co kilka minut... Pachnie niesamowicie. I słońce, które wstało przed chwilą, nieśmiało dopiero wyłania się zza drzew - to wszystko sprawia, że chce się więcej i szybciej, a uśmiech nie schodzi z twarzy. Michał też wstaje teraz przed pracą (szczęściarz, prawie godzinę po mnie!) i ma podobne odczucia, dlatego będziemy to praktykować.Technicznie: zdecydowałam się na przebieżki, na razie delikatnie: 2x 20 sekund (ok. 60 kroków) z odstępem - minutowym na trucht.
Shin dużo mniej odczuwalny... ;)

Sobota - 3,5km, tempo 6:12min/1km
W piątek mi się nie udało pobiec, więc postanowiłam nie szarżować i zrobić tylko krótki, spokojny akcent przed niedzielnymi zawodami. Małe kroczki, większa kadencja kroków, spokój, równy oddech - ciekawe, czy tak mi się uda pobiec 10km w Dąbrówce?

Niedziela - 10km, tempo 6:59min/1km
Być może niepotrzebnie w sobotę pojechaliśmy rowerami 20km do rodziców, wiedząc, że po moim biegu będzie trzeba wrócić. Może nie bolały by mnie uda po biegu, gdyby nie rower? Ale nie miałabym cudownego masażu, jakim jest właśnie rower po treningu. Ale od początku.
Przyjechaliśmy do Dąbrówki po 11. Oczywiście strasznie się denerwowałam - głównie tym, by shin splints nie rozbolał i nie zepsuł biegu. No i oczywiście miałam obawy, czy pobiegnę tak jak sobie tego życzę, bez marszu. Zakładałam wstępnie złamanie 60minut, ale tydzień temu postanowiłam podejść do tematu realistycznie i celować w 63-64 minuty. Nie wiedziałam wtedy, że będzie tak gorąco i duszno - od kurzu, który w lesie utrudniał wszystko, gdy biegliśmy w większej grupie.
Oczywiście trzymałam się głównie z tyłu, ale myślałam, że w drugiej połowie jednak odbiję trochę do przodu. Nie pomogła galaretka, ani woda, którą miałam jako jedna z nielicznych. Było naprawdę gorąco, naprawdę sucho i bezwietrznie. Mogłabym pobiec szybciej, ale za 2 tygodnie będzie Półmaraton w Grodzisku i nie chciałabym sobie zrobić kuku. Pomijając to, że na tym etapie przygotowań do maratonu, nie powinnam startować, bo to jednak wybija z rytmu (wg planu powinnam dzisiaj biec 12km tempem bardzo wolnym), powoduje napięcie, lekki stres i jest przez to wszystko kontuzjogenne. No ale zdecydowałam się, uwielbiam atmosferę zawodów i to, że wszyscy patrzymy na siebie i rozumiemy się bez słów i cała reszta, która świetnie rozumiecie.
Rok temu na starcie było 200 biegaczy i uczestników nordic walking, dzisiaj prawie 400, już się boję, co będzie przy III edycji imprezy :)
Ogromnym zbiegiem okoliczności, do NW zapisała się moja koleżanka z pracy (właściwie to mój szkoleniowiec), Agnieszka, z którą mam zdjęcie po biegu. Na zdjęciu "po" widać jakie mam spuchnięte nogi, aż wyłażą ze skarpet (albo i nie widać, bo załączyłam akurat ucięte). Jak zdjęłam buty w domu rodziców, nie mogłam chodzić, tak bolały mnie palce - takie były spuchnięte, że się nawzajem wypierały. No i uda... Dziwne, ale bolały mnie tak, jakbym co najmniej półmaraton przebiegła. Rozciągnęłam się i pojechaliśmy do domu, gdzie wymoczyłam stopy w lodowatej nodze, dzięki czemu obrzęk znacząco się zmniejszył. Tydzień temu (10km w upale) miałam podobnie, ale nie aż tak. W takiej temperaturze moje problemy z krążeniem w nogach są naprawdę uciążliwe. Teraz wiecie, dlaczego do biegania kupuje się buty rozmiar większe - przy dłuższym biegu stopa puchnie.
Reasumując: nie jestem zadowolona, bo chciałam pobiec dużo szybciej, ale Michał powtarza, że to mój duży sukces, że te 10km przebiegłam w takiej temperaturze i udało mi się zahamować chęć szybszego biegu "na wariata", a poza tym nie uwierzycie, ale ...shina w ogóle nie czuję! ;)
Michał ani tata nie biegli, bo obaj mają w weekendy dużo dłuższe wybiegania (Michał 20km, tata - 15km) i te 10km by ich bardzo wybiło z rytmu. Szczególnie, że 9.06. wszyscy wystartujemy w Grodzisku.

Wybaczcie chaos w dzisiejszej notce, ale padam, idę spać, a chciałam Wam tylko dać znać, że żyję, dobiegłam i wszystko ok poza czasem... Nad którym nie powinnam się teraz zastanawiać, bo nie powinnam w ogóle biegać na czas przecież teraz! Wciąż ćwiczę wydolność. A kondycyjnie, skoro jestem przy temacie, było super, biegłam tempem konwersacyjnym, wciąż kogoś zagadując :) A tak serio: zawody na 10km są dość wykańczające, muszę przyznać. Bo to w końcu był mój debiut! Tu są wyniki. A zdjęcia robił supportujący mnie zawsze i wszędzie Michał.

Uda bardzo bolą, ale to nic, popracuję nad nimi po prostu, bo są za słabe.
Zjadłam pizzę, wypiłam za dużo chianti, dlatego idę spać.

Ps. A na pierwszym zdjęciu jestem 50m przed metą - finiszuję. Widzicie, z jakim uśmiechem?! To wszystko przez doping kibiców, których zmobilizował Łukasz - on pierwszy zaczął krzyczeć "Majka, dawaj! Dziewczyna cię goni!" ;) A ta dziewczyna za mną - biegłyśmy i wyprzedzałyśmy się na zmianę całe 10km.



2 komentarze:

  1. fajna relacja biegowa! bede tutaj zagladac:) pozdrawiam biegowo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. u ciebie to dopiero super ;)

    ściskam i zabieram się za omlet ;)

    OdpowiedzUsuń