Tydzień niebiegowy za mną, bo pobiegłam tylko we wtorek, od którego to dnia bolało mnie gardło. Codziennie było tak, że myślałam, że "się rozejdzie". Nie rozeszło się, w niedzielę leżałam, a w poniedziałek wstałam do pracy, ubrałam się, nawet śniadanie zjadłam, a następnie stwierdziłam, że chyba jednak nie dojadę. Marsz do lekarza, gdzie usłyszałam solidny opr, że tak późno, bo mam już tak zaawansowane zapalenie gardła, jakkolwiek to brzmi, że musi być antybiotyk i pani doktor nie chce ze mną dyskutować, chyba, że przez miesiąc chcę się leczyć. Z pokorą więc przyjęłam paskudztwo i cały dzień przespałam. A dzisiaj okazało się, że mogę jednak mówić, więc jest lepiej, choć wciąż brak sił.
Leżę, czytam, czasem coś obejrzę, jem ;)
Leżę, czytam, czasem coś obejrzę, jem ;)
Kiedy ja pisałam o filmie? Nie oglądamy dużo, bo maksymalnie 2-3 filmy tygodniowo, ale dawno nic nie pisałam, a się nazbierało. Wybierzmy coś...
"Czerwona pustynia" (Il deserto rosso, 1964) Michelangelo Antonioniego - od dawna się czailiśmy na ten film. Okazał się nużący, pełen symboli, których do końca nie rozumiemy, ale za to ze świetną Monica Vitti.
Ciekawostka: 100% na pomidorach. Cóż, widocznie wiele musimy się jeszcze nauczyć... ;)
"Czerwona pustynia" (Il deserto rosso, 1964) Michelangelo Antonioniego - od dawna się czailiśmy na ten film. Okazał się nużący, pełen symboli, których do końca nie rozumiemy, ale za to ze świetną Monica Vitti.
Ciekawostka: 100% na pomidorach. Cóż, widocznie wiele musimy się jeszcze nauczyć... ;)
Tak już jest, że jak zaczniemy z francuskimi, nie możemy przestać, a i nierzadko mamy tak z filmami włoskimi. Często kończy się na 2-3, ale na jednym zatrzymać się nam trudno. Nanni Moretti jest dość płodnym reżyserem, mamy sporo do nadrobienia, ale to wstyd, że dopiero teraz obejrzeliśmy "Pokój syna" (La stanza del figlio, 2001); film, dzięki któremu świat o nim usłyszał. Dość powiedzieć, że zdobył Złotą Palmę w Cannes w 2011 oraz Cezara. Historia psychoanalityka, który traci syna. Dostajemy obraz kochającej się włoskiej rodziny, która musi sobie radzić z nieoczekiwanym dramatem, jakim zawsze jest śmierć dziecka. Świetnie zagrany, ze świetną muzyką - Brian Eno! . 84% na pomidorach polecam bardzo, na pewno do niego kiedyś wrócę. Poza tym w filmie trochę biegali ;)
A teraz...teraz Polska. "33 sceny z życia" (2008) Małgorzaty Szumowskiej. Wiele zamieszania, dużo nagród, doceniona (podobno) za granicą. A my jak zwykle pod prąd, jakiś niedosyt, uczucie, że można było jednak lepiej, że za dużo szumu o Szumie, niepotrzebnego. Jeśli cały film oceniłam 7/10, to dla Macieja Stuhra punktów 11. Film na piątek, ale nie oczekujcie niczego niesamowitego. Jak na polskie kino, daje radę, przyznaję, ale krytycy oraz widownia przesadzili z tymi wszystkimi nagrodami i zachwytami. Po jego obejrzeniu jeszcze mniejszą mam ochotę na "Sponsoring", którego fragmenty nie zachwycają, pomimo ukochanej przeze mnie Binoche.
A tymczasem euro-sreuro powoli się zaczyna. Tak, należę teoretycznie do euro-sceptyków, jednak staram się zawsze szukać pozytywnych aspektów wszystkiego. Dzięki Euro mamy masę remontów i dróg, na które czekalibyśmy inaczej 30 lat pewnie. Poza tym Włosi przyjeżdżają, a to zawsze plus, w dodatku do Poznania! Czekam tylko na buble, które z pewnością wyjdą dopiero podczas trwania Mistrzostw... Włosi podobno zachwyceni. Ale oni są zawsze zachwyceni ;) Poza tym mają spore problemy u siebie z korupcją w piłce w nożnej (brzmi znajomo?), więc mam wrażenie, że dziennikarze próbują ich jeszcze bardziej pogrążyć.
Jak się wygrzebię z łóżka, może jutro też coś napiszę. I tak myślę... może zupa cebulowa? Bo krem porowy mi się kończy. Zjadłabym coś, jak to w chorobie. Jak to każdego dnia... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz