Nie pisałam tu dużo o bieganiu a i o niebieganiu - albo nie było kiedy, albo nie było o czym. Od 3 tygodni zmagam się z bólem, powróciła kontuzja kostki, którą skręciłam rok temu. Myślałam, że to buty - udałam się nawet do sklepu na badanie stopy. Oczywiście jestem pronatorem, oczywiście wybiegałam już stabilizator, więc to raczej dlatego mnie boli kostka wewnątrz. Ok, zamówiłam nowe buty na allegro, zapłaciłam za nie ponad 300 zł, ale dalej bolało, a nawet bardziej. Załamana kompletnie, bo Trener zakazał biegać, a tu leci kolejny tydzień przygotowań do maratonu, gdy ja jestem w lesie. Dosłownie, bo największy dystans w ostatnich miesiącach to 13 km. Porażka. Powinno być już 20 w ramach długiego wybiegania.Słabo to widzę, ale o tym później.
Zdecydowałam się na wizytę u słynnego dr Marszałka. Przez telefon postawił diagnozę (trochę byłam zaskoczona, ale przyjeżdżają do niego ludzie z Mazur, jest wybitnym specjalistą w dziedzinie fizjoterapii, więc pomyślałam, że musi coś w tym być), która zwaliła mnie z nóg, zamierzał bowiem zerwać niewłaściwe zrosty po skręceniu kostki i na nowo ściągnąć mięśnie. Jak to dla Was brzmi?! Jechałam do niego przerażona.
Pokazałam, gdzie mnie boli, a doktor na to, że to jednak coś innego, zapytał o inne kontuzje. Powiedziałam o shin splints, który powraca mniej więcej co pół roku. W tej samej nodze. Przebadał mnie, następnie zaprosił na łóżko i się zaczęło... Okazało się, że shin. A do tego niedoleczona kostka (bo jednak musi być rehabilitacja ZAWSZE po skręceniu) i połączyło się to u mnie, co się zdarza, ale jednak u mnie w sposób tak niezwykły, że Dr Marszałek stwierdził, że to rzadkość, on się z tym nie spotkał w swojej karierze. Czuję się wyróżniona jak cholera. Jęknęłam tylko "To oznacza słynny masaż dr Marszałka". Uśmiechnął się.
Już wiem, po co ręcznik miałam przynieść. Spociłam się potwornie - z bólu. MASAKRA to mało powiedziane. To naprawdę rzeźnik. A wszystko przy użyciu palców. Masowałam sobie w podobny sposób shina, ale nigdy tak mocno, nigdy tak, że mi słabo było sekundami... i wtedy pan doktor pytał "Czy to jest ból?"...- po to, by nagle, po kilkunastu sekundach, które trwały wieczność, usłyszeć "Czy ból puszcza?". No puszcza, puszcza - chwilę po tym, jak dochodzimy do maksimum mojej wytrzymałości na ten właśnie ból. A to co robił przy okostnej, czy jak to nazywał, to strzelanie i przeskakiwanie czegośtam przy kostce to nie była rzeźnia, tylko ubój. I oczywiście mam sobie to robić 2-3 razy dziennie.
Problem polega na tym, że naturalnym odruchem człowieka jest unikanie bólu i kiedy masuję i czuję ból, przestaję, albo zmniejszam ucisk, albo szukam innego miejsca, choćby centymetr dalej. A tu mam szukać bólu, wzmagać go do łez i czekać aż przejdzie, masując tym mocniej, im bardziej czuję ból. To naprawdę nieludzkie.
A 22.08. znowu do niego przyjść, bo jak się wyraził "Tu będzie jednak więcej pracy"...
Jeśli wczoraj czułam nogę po wizycie u fizjoterapeuty, to dzisiaj naprawdę boli. Cała noga. Już wieczór, a ja jeszcze się nie masowałam, bo jak tylko dotknę, bardzo boli. Nawet nie muszę dotykać. Boli jak chodzę i boli jak siedzę. Więc dzisiaj chyba delikatnie, bo wydaje mi się, że musi mi się noga zagoić po wizycie u lekarza, jakkolwiek to brzmi ;)
Na koniec pozwolił mi wybrać kolor tejpa ;)
Ale najważniejsze: Mogę biegać! W poniedziałek mogę wyjść na 30 minut spokojnego truchtu, tak zalecił Trener. Trzymajcie kciuki.
I biegajcie tak, byście nie musieli iść do dr Marszałka. Jest cudotwórcą, jak go nazywają, ale to naprawdę Dr Boli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz