run-log.com

wtorek, 31 maja 2011

Brytyjskie podchody


No i cóż, zacznijmy od biegania i innych znanych nam i lubianych sportów ;)
Sobota: 4,7km w 31:38 minut (tempo wciąż poniżej 7! dokładnie 6:44min na 1 kilometr, mogłam o tym pomarzyć 2
miesiące temu!), dalej bez marszu ;)
Poniedziałek: 10 km w pamiętacie założenia na maj? Nie dobrnęłam do 500km rowerem (Sajo, bij!), ponad połowę z tych 400 jedynie przejechałam, więc tu
nici. Drugim założeniem było przebiec 10 km poniżej 65 minut, to wczoraj się na to rzuciłam. 10km w czasie 69 minut, czyli czas jeszcze poniżej 7 minut na kilometr- jest progres, ale nie taki, jakbym sobie życzyła... Coraz gorzej widzę półmaraton w Grodzisku... Kurde, jest tak gorąco, że się po prostu nie da! Będą tam kurtyny wodne, no ale nawet! Musiałabym biec z wanienką wypełnioną zimną wodą, na plecach. Nie widzę ogólnie, żebym pobiegła w czasie 2h 30 minut, w ogóle tego nie widzę. Jeśli pobiegnę tak, jak ostatnio, to i tak będzie sukces, serio. żeby tylko Maria mnie nie wyprzedziła...

Nie rozumiem ludzi, którzy biegają teraz w długich spodniach, albo bluzach, albo jednym i drugim... Mi nogi
puchną (cierpię na słaby przepływ krwi w nogach), do ideału kobiecego ciała mi niezwykle daleko, ale kiedy mam trening, to naprawdę mam dupie, jak wyglądam- po prostu MUSZĘ czuć się komfortowo. Wczoraj podczas tych 10km pot zalewał mi oczy, w domu leciało ze mnie ciurkiem, jakaś masakra, a biegłam po zachodzie słońca. W trakcie treningu mijałam ludzi ubranych, jak opisałam wcześniej i od samego patrzenia, było mi jeszcze słabiej. A żeby było śmieszniej, tylko JA (a spotkałam pewnie 40 biegaczy- lasem i Maltą biegłam) miałam picie w ręce (Po raz pierwszy biegłam, popijając co 15 minut malutkimi łyczkami powerade- sorry, ale przy takiej temperaturze (27stopni) nie da rady inaczej.). Do butelki z poweradem, rozcieńczonym z wodą (bo za słodki dla mnie) wrzuciłam lód przed wyjściem z domu i brałam 2 małe łyki co kwadrans. A oni nic. Jakieś cyborgi! Czyżby się lepiej ode mnie nawodnili? Piję 1,5l tylko wody dziennie, w pracy piję tylko zieloną herbatę i pozwalam sobie na 2 kawy, które odwadniają, ale myślę, że wodą to nadrabiam. Kwestia organizmu? Misza ma to samo. A może jesteśmy tak słabi? Nie wiem, ja muszę mieć picie przy takiej pogodzie nawet na 5km biegu. Jeszcze jedna rzecz- większość, zdecydowana większość mijanych przeze mnie biegaczy, ma na sobie bawełniane koszulki, co jest naprawdę samobójcze, moim zdaniem. I to nawet maratończycy- bo mają t-shirty z logo maratonów w Poznaniu. Wielu ludzi twierdzi, że to lans biegać w oddychających ciuchach. Słuchajcie... jaki lans?! Taka koszulka kosztuje 25zł w Decathlonie, a dzięki niej nie macie potu na plecach czy klatce piersiowej, bo wszystko przepuszcza, odprowadza pot z ciała,  ale nie nasiąka! W przypadku bawełnianej, koszulka robi się ciężka, cały bieg czujecie, jacy jesteście mokrzy, bo ten materiał absorbuje pot, przykleja Wam się do pleców, a przepocona (to ważne zimą) wychładza organizm, to jakaś masakra! Dlaczego ludzie to sobie robią? Ja nawet rowerem dojeżdżam do pracy w takiej koszulce- tu akurat mi się udało, bo wygrałam ją w jakimś konkursie radiowym, ale komfort jest nieporównywalny!
W ogóle to nigdy nie myślałam, że to powiem, ale najlepiej się biega w temperaturze +5, maksymalnie 10 stopni- tak akurat
na krótki rękawek i spodnie 3/4. Jak było -3 do -5, to też ok, bez rękawiczek już, bo... za gorąco.
Za 2 tygodnie będę odpoczywać po kolejnym półmaratonie- wciąż trudno mi w to uwierzyć... Tym razem muszę się porządnie rozciągnąć, bo w poniedziałek zamierzam zjawić się w pracy ;)


Bajka znalazła sobie kolegę (zdjęcie kota tej rasy znalazłam TU). Ale jest socjopatą, tzn Bajka, a nie ten kolega. Od początku. Sąsiedzi mają pięknego brytyjczyka, a ten zauważył, że mamy piękną europejkę i wczoraj nas odwiedził (balkony w naszym bloku umożliwiają takie przejścia, mimo 8. piętra jest to całkowicie bezpieczne, również dla ludzi). Bajka była wtedy w mieszkaniu, ale przez szybę go dostrzegła. Michał usłyszał syk i warczenie, spojrzał i nie chciał wierzyć w to, co widzi. Otóż nasza drobna (!) Bajeczka zwiększyła się dwukrotnie, tak się najeżyła i wydawała z siebie niepokojące dźwięki. Chciała wystraszyć intruza, który wszedł na jej terytorium. A tak naprawdę sama się bardzo zestresowała, bo nie miała wcześniej do czynienia z innymi kotami. Tak się wystraszyła, że zasikała nam łóżko, co zostało jej, ze względu na okoliczności, szybko wybaczone (skrucha była naprawdę zauważalna ;)) Przez cały okres wieczoro-nocy sytuacja się powtarzał: kot sąsiadów przychodził pod nasze okno i zagadywał grzecznie, a Bajka robiła niedźwiedzia. Nie wiemy, co teraz- sąsiedzi nie trzymają go na smyczy, bo twierdzą, że nie wyskoczy (co za brak wyobraźni...), więc przyłazi do nas, a Bajka połowę dnia spędza na balkonie. My się boimy, że ona mu coś zrobi po prostu... (niczego więcej się nie obawiamy, jest wysterylizowana). Zobaczymy. Tym sposobem zasnęłam o 2. Bo kocur wciąż ją wołał, a ona głupia szalała. Myślicie, że się zaprzyjaźnią?


W międzyczasie w niedzielę pojechałam, by zdać warunek z filozofii kultury. Pierwszy raz w życiu umiałam tyle, że...zabrakło mi kartek! Nie miałam szans prosić o więcej- skutecznie uciszył mnie wykładowca ;( Jak tylko dostałam pytania, już wiedziałam, że mam za mało papieru, dlatego pisałam "kratka w kratkę", napisałam 2,5 na 3, bo więcej się nie zmieściło. Bardzo możliwe było, że mnie gość obleje, bo nie lubi, jak ktoś pisze drobno i w ten sposób, no ale co miałam zrobić? Stwierdziłam, że nawet, jak mnie obleje, to trudno, wniosek o poprawę warunku i tylko całość sobie powtórzę, a tym razem wezmę cały zeszyt, by kartek nie zabrakło... Cóż, dostałam 4 ;>

30stopni dzisiaj, ale cudnie, nie? ;>
 A teraz idę spać, by mieć siły na włoski jutro i żeby później jeszcze wpaść do mamy do szpitala- trzymajcie kciuki za udaną operację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz