Wiem, że część z Was zagląda tu nie po to, by czytać o moim tempie biegowym, dlatego będę pisała o tym raz w tygodniu, opisując cały tydzień treningowy. Najczęściej pewnie w niedzielę.
1.Tydzień planu 24- tygodniowego maratonu dla początkujących:
wtorek - 3,5 km
czwartek- 4,6 km
sobota - 3,5 km
niedziela - 6,7 km
Razem: 18 km
We wtorek postanowiłam wznowić treningi. Jak wiecie, długo cierpiałam na ból piszczeli, potem byłam chora, a następnie została mi wyrwana ósemka, po której wciąż odczuwam dyskomfort, czasem ból. Ból występuje podczas biegu - z tego powodu po usunięciu zęba nie mogłam jeszcze właściwie nic robić. Najmniejsze podniesienie ciśnienia powodowało ból, przyprawiający o mdłości.

We wtorek wydawało mi się, że będzie ok. Jezu, co to było po 2 tygodniach przerwy od biegania... Pilnowałam, by pierwsze 10 minut maszerować, a właściwie zgodnie z zaleceniami ludzi spod bloga Wojtka Staszewskiego, uprawiać chód sportowy. Potem pobiegłam, następnie czułam zębodół, cały czas, ale już mniejsza o to... Ważniejsze, że miałam słoniowe nogi, tak ciężki, że ledwo je ciągnęłam. Niecałe 4 km przeplatane w dużej mierze z marszem. Taki urok rozruchu...
W czwartek załatwiałam sprawy związane z nową pracą, które mnie emocjonalnie wykończyły, więc bieg postanowiłam odrobić wieczorem, by zasnąć spokojnie. Michał mi towarzyszył na rowerze. I znowu: 10 minut udawałam Roberta Korzeniowskiego, pamiętając o rolowaniu stopy i wyprostowanych kolanach, a następnie biegłam. Zębodół dużo mniej odczuwalny (ach, rumianek!), panowanie nad oddechem: 100%, nogi: lekkie! Michał wyzywał, że za szybko chyba biegnę, co oczywiście tylko dodało mi skrzydeł. 4,6km, w tym 20% marszu, jest pięknie. A najważniejsze: piszczele chyba odpuściły.
W domu obliczyliśmy, jakim tempem powinnam biegać (na podstawie mojego ciśnienia, wagi, wzrostu oraz tempa na 5km), okazało się, że ten długi, niedzielny, bieg przez najbliższe 4 tygodnie powinnam robić tempem 7:40! Krótsze około 7 min na kilometr. Dopiero po miesiącu zwiększyć tempo, wtedy zresztą dojdą interwały, czy może w moim przypadku przebieżki, bo na interwały chyba za wcześnie. Jeśli będę się tego trzymała (według guru Skarżyńskiego), tak zbuduję formę, że za pół roku przebiegnę maraton tempem 7 min na kilometr. A biegnę według planu, z którym Michał "zaliczył" pierwszy maraton w czasie 4h 4 min. Ja biegnę na złamanie 5h. Link do planu 24-tygodniowego na maraton dla początkujących. Przygotowuję się, oczywiście, do naszego poznańskiego maratonu w październiku. Po drodze pewnie pojadę na półmaraton do Grodziska w czerwcu i chyba do Piły we wrześniu, co będzie ostatnim sprawdzianem przed moim królewskim startem.
Sobota jak zawsze była trudna. Niby delikatnie, bo 3,5km, ale trudniej, niż 4,6 w czwartek. Ten trzeci trening, sobotni, nigdy nie był dla mnie łatwy, nie wiem, dlaczego. Na czczo? Biegałam już tak i było ok. Wydolnościowo było ok, ale nogi ospałe, ociężałe. Dlatego rolki znowu odpuściłam popołudniu, bo w niedzielę czekał mnie długi bieg, a on jest przecież - mimo że najwolniejszy - najważniejszy w całym tygodniu treningowym. Ale trochę rowerowo było, jak zawsze. I tak zajechaliśmy do Decathlonu, więc udało mi się czapkę kupić - już nie będę podbierać Michałowi ;) Zresztą w najbliższych dniach znowu tam podjedziemy, bo muszę sobie kupić krótkie spodenki. Mam jedną parę, ale chciałam luźniejsze, a już jest naprawdę za gorąco, by biegać w długich ciuchach (w tej chwili biegam w krótkim rękawku i spodniach o długości 3/4).
Niedziela - wow! Trudno było wstać nie tylko ze względu na skradzioną godzinę snu, ale po prostu za późno poszliśmy spać, bo pracowaliśmy nad różnymi projektami. W praktyce: jedno pracowało, a drugie się obijało, zgadnijcie które co robiło ;>) Dlatego na biegi wyszliśmy o 11 dopiero... (śniadanie wypadło w tej sytuacji po 13 ;D). 4,7 km tempem 7:10 min/1 kilometr, a do tego 2 km rozgrzewki. Przeszłam 2 razy do marszu na 50 metrów, ale głównie po to, by wyrównać oddech i otrzeć pot. Bo długi bieg nie ma męczyć, tylko przygotować organizm na długi wysiłek. Tuż pod blokiem poczułam piszczele, ale tylko przez moment. Pilnuję, by po biegu i rozciąganiu oraz ćwiczeniach (brzuszki, kledzikowe i ogólna rozwojówka), kiedy już wskakuję pod prysznic, najpierw potraktować nogi od kolan w dół zimną i ciepłą wodą, tzn 20-30 sekund zimnej, potem tak samo ciepła i takie 2-3 serie. I jest super! Nie boli, daję radę! Mam takiego powera w tym tygodniu - okazało się, że mam pracę, biegam bez bólu (Dzisiaj nawet zębodół odpuścił), jest w końcu wiosna; jak niewiele trzeba, prawda? I mogę wrócić do realizacji marzenia, jakim jest przebiegnięcie w całości maratonu.
Po późnym śniadaniu pojechaliśmy rowerami sprawdzić moją trasę do nowej pracy. W jedną stronę 8km, w drugą inna trochę trasa i 9km, więc skromnie 17km dzisiaj. Jutro i pewnie we wtorek jeszcze tramwajem podjadę, a potem już raczej będę śmigać rowerem. A właśnie: w piątek tyle czasu mi zajął lekarz (ostatecznie: byłam 17. u okulisty i usłyszałam "Jest pani pierwsza zdrową osobą dzisiaj. Wzrok wzorowy"! ;> reszta też bardzo ok, patrząc na wyniki), że pierwszy dzień pracy w GS będzie jutro. Wyjątkowo na 9, a potem 8-16, klasyk biurowy. Piwo już mi się chłodzi, bo muszę się jakoś rozluźnić, by zasnąć, z tych emocji!